Miałam dzisiaj uroczy sen...
Szkoła przetrwania
Od rana babcia zwana Babelą nie czuła się najlepiej. W końcu dźwigała na karku którąś już tam dziesiątkę lat, a każda kolejna była przynajmniej o dwie tony cięższa niż poprzednia. Rachunkami babcia nie lubiła się zajmować, więc nie liczyła, na szczęście, ileż to ton musi dźwigać na swoich plecach.
Wracając jednak do wspomnianego ranka, to był on początkiem dnia, w którym do Babeli przyjeżdżał Wnuk. Przyjeżdżał i zostawał na cały długi dzień, do samego wieczora. Babela była dobrej myśli; w końcu opiekowała się Wnukiem już od jakiegoś czasu i wiedziała, co może ją spotkać. Miała nadzieję, że jej stan zdrowia będzie się poprawiał z godziny na godzinę i da radę nawet nosić Wnuka, który co prawda potrafił juz od kilku miesięcy chodzić na własnych nóżkach, ale zwykle wędrowały one nie tam, gdzie oczekiwała babcia.
Dzień rozpoczął się od śniadania. Wnuk chyba nie był głodny, bo zupełnie nie okazywał zainteresowania miseczką kaszki, którą zaproponowała mu Babela.Za to wyciągał rączki w kierunku jabłuszek stojących na stole, prosząc by mógł zjeść ukochane "bu", jak nazywał jabłka. Babela postanowiła zachęcić Wnuka do jedzenia przynosząc kilka zabawek, ale ani Autobus z pasażerami i Psem, ani zwierzęta z klocków Lego nie były w stanie przekonać chłopca do zjedzenia kaszki. Babela w końcu ustąpiła. Wnuk dostał jabłuszko, które zjadł błyskawicznie, a w jego oczkach pojawiły się ogniki zadowolenia. Posiłek został zakończony. Przyszedł czas na zabawę.
Wnuk bardzo lubił swoje zabawki, a Autobus z pasażerami wśród których wyróżniał się sympatyczny Pies, należał do ulubionych. Chłopiec postawił pojazd na podłodze i zaczął go popychać wymawiając przeciągle głoskę rrrrrrrrrrrrrr, bo to wychodziło mu świetnie już od dziesiątego miesiąca życia.
Nagle, ku wielkiemu zaskoczeniu Babeli, Wnuk nie wiadomo jakim cudem, zajął wolne miejsce w małym Autobusie. Babcia nie mogła zrozumieć jak to się stało, ale nie mogła też pozwolić, by taki malec sam podróżował. Z ogromnym wysiłkiem również i ona wcisnęła się do Autobusu. Zajęła miejsce stojące, bo tylko takie zostało wolne. Mimo, że nie grzeszyła w tym momencie wzrostem, jej głowa wystawała nieco ponad dach. Mogła zatem doskonale obserwować drogę, jaką pokonuje pojazd. A ten nabierał prędkości i radośnie podskakiwał na rozsypanych przez Wnuka chrupkach czarnej Kotki.
Rozpędzony autobus dojechał do kociej miski w tym momencie, gdy do jedzenia podchodziła jego właścicielka. Babela miała wrażenie, że jej serce przestało zupełnie bić. Kotka była przeogromna! Autobus sięgał jej co najwyżej do kocich kolan. Babela była tym bardziej przerażona, że znała doskonale swoja Kotkę i wiedziała na co ją stać. Zapewne wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie Pies. Gdy tylko zobaczył Kotkę, wychylił się mocno z Autobusu i zaczął bardzo głośno szczekać. Hałas zwrócił uwagę Kotki; która podeszła do pojazdu i po kolei obwąchała każdego pasażera, a potem swoją wielką łapą zaopatrzoną w długie, zawinięte, ostre pazury próbowała kogoś lub coś z Autobusu wyciągnąć. Na szczęście Wnuk znalazł obok siedzenia mały chrupek należący do czarnego Potwora ( tak Babela zaczęła myśleć o Kotce w tym momencie) i z radością wepchnął go do pyska pełnego ostrych zębów. Nie okazał przy tym najmniejszego strachu! Tymczasem twarz Babeli w jednej chwili została zroszona wielkimi kroplami potu. Babcia dziękowała w myślach losowi, że nic złego nie spotkało jej Wnuka. Ale to nie był koniec przygody z Kotką.
Swoim zwyczajem rozpoczęła ona taniec polegający na ocieraniu się raz jednym bokiem, raz drugim o Autobus. W pewnym momencie zrobiła to tak mocno, że pojazd przewrócił się na bok, a pasażerowie rozsypali się po kuchennej podłodze. Tylko Babela pozostała w środku i w żaden sposób nie potrafiła wyjść na zewnątrz, bo jak wiadomo, miała w tym dniu kiepską formę. Bezradnie patrzyła jak jej Wnuk i reszta pasażerów z Psem na czele, śpiewając radośnie piosenkę o czerwonym autobusie, maszerowali w stronę salonu.
Babela szamotała się bezradnie i pewnie zostałaby w Autobusie na długo, gdyby nie kocia łapa, która obróciła zabawkę do góry kołami, a to umożliwiło babci wygramolenie się na zewnątrz. Babela czym prędzej, nie zważając na bolące kolana, pobiegła za grupką pasażerów, z którą szedł jej Wnuk.
W salonie na podłodze leżało wiele zabawek chłopczyka; były tam przeróżne samochodziki, klocki Lego i...Lego zwierzęta. Żyrafa ze swoją długą szyją znacznie przewyższała pasażerów Autobusu i Wnuka, a nawet Babelę! Ale ona nie była groźna, czego nie dało się powiedzieć o Słoniu, Lwie i białym Niedźwiedziu. Maleńki Wnuk, jakby nigdy nic, pobiegł w stronę zwierząt. Zawsze się nimi bawił, więc chciał to zrobić i tym razem. Babela wstrzymała oddech; chciała krzyczeć, ale bez powietrza w płucach nie dało się tego zrobić. W tej sytuacji rzuciła się w pościg za Wnukiem.
Zupełnie jak młoda osoba, pędziła na oślep w stronę białego Niedźwiedzia, bo on wydawał jej się najgroźniejszy. Gdy była już blisko, zauważyla tylko wielkie niedźwiedzie kły i znalazła się w paszczy drapieżnika. Rozpaczliwie machała nogami i rękami wołając o pomoc, choć nie wiedziała do kogo kierować swoje wołanie, bo wszyscy pasażerowie Autobusu byli małymi liliputami przy zwierzętach, a w mieszkaniu nie było nikogo dużego.
- Pomocy!- rozległo się raz jeszcze wołanie Babeli. I pomoc nadeszła. Babela otworzyła oczy; nie zauważyła ani Niedźwiedzia, ani Lwa, ani Słonia, a w dodatku całkiem swobodnie mogła poruszać swoim ciałem. Usiadła. Zaraz zorientowała się, że w łóżeczku spokojnie śpi Wnuk przytulony do mięciutkiego Misia. Wstała ze swojego łóżka, na którym jak się okazało dopadł ją sen, gdy Hipopotam z pozytywką usypiał Wnuka.
Poszła do kuchni; na podłodze tuż przy miseczce z jedzeniem Kotki leżał przewrócony Autobus, a przy nim wszyscy pasażerowie i Pies. Babela szybko podniosła zabawkę; posadziła na miejsca pasażerów i odniosła pojazd do sypialni, gdzie zwykle garażował na parapecie. Z ciekawością ruszyła do salonu. Tam również Wnuk pozostawił swoje zabawki; samochodziki, klocki i zwierzęta Lego. Babela uśmiechnęła się do swoich myśli i na głos powiedziała: -To była prawdziwa szkoła przetrwania.
Zupełnie jak młoda osoba, pędziła na oślep w stronę białego Niedźwiedzia, bo on wydawał jej się najgroźniejszy. Gdy była już blisko, zauważyla tylko wielkie niedźwiedzie kły i znalazła się w paszczy drapieżnika. Rozpaczliwie machała nogami i rękami wołając o pomoc, choć nie wiedziała do kogo kierować swoje wołanie, bo wszyscy pasażerowie Autobusu byli małymi liliputami przy zwierzętach, a w mieszkaniu nie było nikogo dużego.
- Pomocy!- rozległo się raz jeszcze wołanie Babeli. I pomoc nadeszła. Babela otworzyła oczy; nie zauważyła ani Niedźwiedzia, ani Lwa, ani Słonia, a w dodatku całkiem swobodnie mogła poruszać swoim ciałem. Usiadła. Zaraz zorientowała się, że w łóżeczku spokojnie śpi Wnuk przytulony do mięciutkiego Misia. Wstała ze swojego łóżka, na którym jak się okazało dopadł ją sen, gdy Hipopotam z pozytywką usypiał Wnuka.
Poszła do kuchni; na podłodze tuż przy miseczce z jedzeniem Kotki leżał przewrócony Autobus, a przy nim wszyscy pasażerowie i Pies. Babela szybko podniosła zabawkę; posadziła na miejsca pasażerów i odniosła pojazd do sypialni, gdzie zwykle garażował na parapecie. Z ciekawością ruszyła do salonu. Tam również Wnuk pozostawił swoje zabawki; samochodziki, klocki i zwierzęta Lego. Babela uśmiechnęła się do swoich myśli i na głos powiedziała: -To była prawdziwa szkoła przetrwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz