czwartek, 22 grudnia 2011

Świat Jeremiego, czyli Jeremkowe bajki babci Elżbiety




Kiedy Jeremi z Mamusią wrócili do domu ze szpitala, zaczęłam pisać bajeczkę, której głównym bohaterem był oczywiście mój maleńki Wnuk. Wyobrażałam sobie jak wyglądały pierwsze godziny i dni w zupełnie nowym dla Jeremiego miejscu, a w dniu odwiedzin , zwróciłam uwagę na półeczkę z zabawkami Maluszka i do głowy przyszedł mi pewien pomysł.

Pewnego sierpniowego dnia Słonko szybciej niż kiedykolwiek wdrapało się na sam środek błękitnego nieba. Tym pośpiechem zadziwiło wielu ludzi, którzy przystawali, podnosili oczy ku górze  i z niedowierzaniem kręcili głowami. – Jak to Słonko szybko dzisiaj wstało? – Jak ten czas szybko leci? – mówili do siebie. Tymczasem Słonko wspięło się tak wysoko, by zaspokoić swoją wielką ciekawość. By zajrzeć przez okno do pewnego pokoju, w którym od wczoraj mieszkał malutki, całkiem nowy  chłopczyk. Słonko szybko odnalazło zielone rolety i zajrzało swoimi złotymi promieniami do białego łóżeczka. Udało się! Leżał tam maleńki, czarnowłosy chłopiec, nad którym, z uśmiechami na twarzach, pochylali się Mama i Tata. Powitanie Słonka z maleństwem było bardzo radosne. Promyczki delikatnie gładziły buźkę chłopczyka; jego śpiące oczka, nosek, policzki i bródkę. Biegały po pokoju, by za chwilę zatrzymać się w białym łóżeczku Jeremiego, bo tak miał na imię ten mały chłopczyk.
Słonko odwiedzało Jeremiego każdego dnia i każdego dnia było mocno zdziwione, że chłopczyk tak szybko rośnie. Gdy Jeremi spał, promyki Słonka delikatnie głaskały jego główkę, gdy się budził, zabawiały maluszka puszczając słoneczne „zajączki”. Najbardziej jednak lubiło siadać na krawędzi łóżeczka i opowiadać ciekawe historie. O czym? Chcesz wiedzieć? Posłuchaj.

Co się zdarzyło na półce z zabawkami

Od samego rana na półce z zabawkami panował wielki bałagan i hałas. Zajączek Zenek krzyczał na Owieczkę Oleńkę, bo wpychała się na jego miejsce. Owieczka próbowała coś wyjaśnić, ale Zając zatykał łapkami uszy i nie chciał jej słuchać. Śpiewał przy tym głośno: – Trala la, trala la, zrobiła się tu heca!  W całym pokoju słychać było jak mocno bije serduszko Owieczki.  Oleńka była bliska płaczu, bo nie mogła wytłumaczyć Zającowi dlaczego jest tak ciasno i głośno. A to była wina nowych zabawek, które wprowadziły się na półkę. Był wśród nich gruby, fioletowy Hipopotam, zwinna zielona Żabka, Pszczółka Maja, Biedronka Bolek i Żuczek Żaneta. Hipopotam Heniek zajmował bardzo dużo miejsca. Był przy tym wyjątkowo nieuważny. Nie zauważył, że siadając przygniótł udko Żabce Zosi. Żabka głośno krzyknęła: – Ojej, to boli! – i z trudem wyciągnęła nogę spod Heńka. Olbrzym nie przeprosił, choć poczuł jak ucieka mu „poduszeczka”z żabiego udka.
– Och,  jaki gbur z tego Heńka – westchnęła  Owieczka. Słysząc to, Pszczółka postanowiła stanąć w obronie Żabki i już, już zamierzała wbić żądło w Hipopotamowy brzuch, gdy pojawiła się Mama. Zdjęła z półki wszystkie zabawki i ułożyła je jak należy. Pierwszy swoje miejsce zajął Zajączek, a zaraz za nim biała Owieczka. Potem na półce pojawił się kosz. Mama wyznaczyła w nim miejsce dla każdego zwierzątka. I zaraz okazało się, że wszystkim jest wygodnie. Zajączek przestał śpiewać swoją piosenkę i zawstydzony zasłonił oczy długimi uszami. W tym momencie chciał zapaść się, albo lepiej spaść z półki. Był przecież taki niemiły dla Owieczki. Na szczęście Oleńka uśmiechnęła się do niego i powiedziała: – Już się nie gniewam. Wtedy Zajączek podniósł uszy do góry i pięknie przeprosił Oleńkę za swoje zachowanie. Po chwili rozległ się ich wesoły śpiew: – Trala la, trala la, skończyła się już heca! Do chóru przyłączały się kolejno inne zwierzątka. Tylko Hipopotam nie śpiewał. Był bardzo zawstydzony. Wreszcie zdobył się na odwagę i przeprosił Żabkę. Zaraz potem odetchnął z ulgą. Na półeczce zapanował porządek i zgoda. Wszystkie zwierzątka odtąd bardzo się lubiły i uważały, by nikomu nie robić krzywdy. Wracając na półkę od małego chłopczyka, z którym bardzo lubiły się bawić, zawsze zajmowały swoje miejsca.
A wieczorem cichutko opowiadały o zabawach z Jeremim, bo tak miał na imię ten mały chłopczyk. 


Pewnego dnia Rodzice Jeremiego  kupili ochraniacz do łóżeczka Synka, by Maluszek był bezpieczny, gdy stanie się bardziej ruchliwy. I tak powstała kolejna z bajeczek babci Elżbiety.

W Jeremkowym łóżeczku
Jeremi spał otulony swoim ulubionym, niebieskim kocykiem. Tymczasem w jego łóżeczku działo się coś dziwnego. Przyszły tam różne zwierzątka. Siedziały przy szczebelkach i z ciekawością przyglądały się śpiącemu chłopczykowi. Wiedziały, że znalazły się w łóżeczku po to, by opiekować się maleństwem. Wkrótce zaczęła się cicha rozmowa. Pierwszy odezwał się Lew Leon: – Jestem najsilniejszy! –To ja będę bronił Jeremiego! powiedział krótko. Pozostałe zwierzątka spojrzały zdziwione na Leona. – Jak to? – zapytała Rybka Rozalka. – Ja też potrafię opiekować się małymi chłopcami – zapewniła i machając ogonkiem podpłynęła bliżej Jeremiego. Chciała być blisko, by w razie czego pokazać swoje umiejętności. Zaraz po Rybce, nieco zdenerwowana, zakwakała Kaczuszka Kazia: – Kwa, kwa, co to, to nie! – Nie pozwolę, by tylko Leon był opiekunem! – Ja też doskonale potrafię zajmować się dziećmi! – Wychowałam ich całą gromadkę! – pochwaliła się Kazia. Tymczasem Małpka Fika podrapała się po główce. Nie rzekła ani słowa, ale zaczęła robić małpie figle; skoki, salta i przewroty. Nikt tego głośno nie powiedział, każdy jednak pomyślał, że Fika nadaje się na opiekunkę. Może nawet bardziej niż inni? Zwierzątka popatrzyły po sobie i zauważyły, że jeszcze Wilk Zenek i Wielbłąd Garbek nic nie powiedzieli, ani nie pokazali. Może dlatego, że nie potrafili pochwalić się czymkolwiek. Ale i oni bardzo chcieli opiekować się Jeremim. Mówiły o tym ich pełne troski spojrzenia, skierowane na śpiącego chłopczyka. Tymczasem Lew, który do tej pory przysłuchiwał się rozmowie zwierząt, ryknął nieco głośniej, by zwrócić na siebie uwagę: – Mówcie sobie co chcecie, jestem najsilniejszy i to ja o wszystkim zdecyduję! Ale nikt nie przejął się słowami Leona. Zwierzątka zaczęły kłótnię; kwakały, szczekały, ryczały i piszczały. W łóżeczku zapanował nieopisany hałas.   
I wtedy, na szczęście zjawiła się Mama. Cichutko, by nie obudzić synka zapytała: – O co ta kłótnia? Pierwszy zabrał głos Leon: – Wszyscy chcą bronić Jeremiego, a tylko ja się do tego nadaję, bo jestem bardzo silny! – powiedział i naprężył swoje mięśnie, by nie było żadnych wątpliwości. – A przed czym będziesz bronił mojego synka?- zapytała zaciekawiona Mama. Lew przez dłuższą chwilę nie potrafił odpowiedzieć, choć bardzo chciał powiedzieć cokolwiek. Mama uśmiechnęła się i wyjaśniła: – Dla Jeremiego niebezpieczne są szczebelki w łóżeczku, ale z nimi nie trzeba walczyć! –Trzeba tylko uważać, by nie uderzył o nie w główką, a przed tym chronią miękkie poduszeczki, na których namalowano was. Zwierzątka dopiero teraz zauważyły, że siedzą na poduszeczkach. Popatrzyły na siebie nieco zawstydzone. Ale trwało to tylko minutkę, po której wszystkim wrócił dobry nastrój. Kiedy Jeremi się obudził, od razu zauważył kolorowe zwierzątka. Bardzo mu się spodobały. Chłopczyk uśmiechał się do każdego z nich. A wieczorem Jeremi i Leon odbyli długą rozmowę. O czym rozmawiali? Nikt tego nie wie. To zostanie tajemnicą Jeremiego i najodważniejszego ze zwierząt Lwa Leona.


Po obejrzeniu filmiku nakręconego przez Damiana, na którym Jeremi zaśmiewał się z wizerunku misia koali na bluzeczce, postanowiłam napisać taką oto, troszkę śmieszną, a troszkę pouczającą bajeczkę. W końcu jestem z wykształcenia pedagogiem.


Miś Koala z białej komody

Od samego rana wszyscy mieszkańcy komodowej szuflady zauważyli, że Koala zachowuje się bardzo dziwnie. Mieszkał w tym miejscu od niedawna i jak dotąd był miły, i zwykle uczynny. Ale tak było do wczorajszego wieczoru. Rano, ku zaskoczeniu sąsiadów,  pokazał się z zupełnie innej strony. Co nie znaczy, że tym razem pokazał swoje plecy, tylko po prostu zachowywał się zupełnie inaczej.
Wszystko zaczęło się od pana Samochodzika, który poprosił Koalę, by pomógł mu wyjechać z garażu. Spieszył się bardzo, bo był umówiony z Żyrafą. A tu pech! Silnik ani myślał zapalić. Niestety, Koala ani myślał pomagać. W odpowiedzi na prośbę wzruszył tylko ramionami i wymachując teczką ruszył przed siebie. Nie odpowiadał na pozdrowienia, na nikogo nie patrzył, niósł swoją głowę prawie w chmurach. W takiej sytuacji pan Samochodzik musiał poradzić sobie sam, co mu się zresztą udało, choć minęło sporo czasu nim zabrał Żyrafę na umówioną przejażdżkę.
Tymczasem rodzina Króliczków od rana zajmowała się tym, co lubi najbardziej. Zaraz po śniadaniu cała gromadka zaczęła zabawę w berka. Króliczki bawiły się wesoło, gdy nagle spostrzegły Koalę. Wszystkie chórem krzyknęły: – Dzień dobry! Zapraszamy do zabawy! Ale Koala nawet nie popatrzył w ich stronę. Zebra, która przyglądała się całej sytuacji, ze zdziwienia nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
Wieczorem wszyscy mieszkańcy komodowej szuflady spotkali się na herbatce. Prawie wszyscy. Nie było z nimi Koali. – Co się stało z naszym Misiem? – zapytał Królik, bo wciąż jeszcze był zadziwiony zachowaniem miłego, jak dotąd, sąsiada. I wtedy odezwała się Żyrafa – Myślę,  że Koala jest dumny, a  może nawet zarozumiały! Wczoraj wieczorem – ciągnęła Żyrafa - spotkaliśmy się z małym chłopcem, któremu Koala spodobał się tak bardzo, że jego rodzice nakręcili film. Koala został aktorem! Dlatego nie chce się już z nami bawić, ani pomagać, ani pić wieczornej herbatki i miło rozmawiać – zakończyła cicho Żyrafa. –  No to wszystko jasne! – smutnym głosem powiedział pan Samochodzik.
Mijały kolejne dni. Mieszkańcy komodowej szuflady zajęci swoimi sprawami, nie zwracali już uwagi na Misia Koalę. Aż do pewnego dnia, gdy jak zwykle spotkali się wieczorem, pan Samochodzik miał wszystkim coś do powiedzenia. Okazało się, że całkiem przypadkowo rozmawiał z Koalę. Miś był bardzo smutny i chciał nawet przyjść na wieczorną herbatkę. Niestety, było to niemożliwe, bo musiał się  przenieść do innej szuflady, w której będzie czekał na nowego chłopczyka. Bluzeczka, na której mieszkał, okazała się już za mała na Jeremiego. W nowej szufladzie było dość smuto, bo mieszkały w niej wszystkie za małe ubranka. A wśród nich zielona bluzeczka z Misiem Koalą, który kiedyś był aktorem.



Wizyty Jeremiego w naszym, dziadków mieszkaniu łączyły się od początku z "izolowaniem" kotki Fiery od Maluszka. Niestety, nie możemy ufać kotce, która ma na sumieniu to i owo.

                                            Koci, koci łapki

  Koci, koci łapki… – śpiewała babcia swojemu malutkiemu wnukowi Jeremiemu, który odwiedził ją z rodzicami. Chłopczyk słyszał już kiedyś tę piosenkę, choć wydawało mu się, że brzmiała troszkę inaczej. Ponieważ nie potrafił jeszcze mówić, tylko o tym pomyślał. W końcu wyszło na to, że piosenka i tak bardzo mu się podoba. Uśmiechał się szeroko, gdy babcia rytmicznie klaskała jego rączkami śpiewając - Koci, koci łapci, pojedziem do babci, babcia da nam kaszki, a dziadek okraski. W trakcie zabawy, od czasu do czasu zza zamkniętych drzwi dobiegało głośne miauczenie. Babcia jednak nie zwracała na to uwagi.
Pod drzwiami siedziała czarno-biała kotka. Była bardzo niezadowolona, bo nie lubiła, gdy ktoś zamykał drzwi od jej pokoju. Bo przecież, wszystkie pokoje w tym mieszkaniu należały do niej. Tylko nie wszyscy o tym dokładnie wiedzieli, a może nie wszyscy chcieli się z tym pogodzić? Gdy nie udało się kotce wymóc otwarcia drzwi, obrażona poszła do innego pokoju, w którym czasami przebywał dziadek Jeremiego. Kotka godziła się na to, bo to ona zajmowała najwygodniejszy fotel, a dziadek jej na to pozwalał bez żadnych protestów. Kotka położyła się wygodnie i nasłuchiwała, co też dzieje się w pozostałej części mieszkania.
Gdy wreszcie otworzyły się  drzwi i Jeremi z babcią poszli do kuchni, kotka natychmiast pobiegła sprawdzić, co się dzieje w zamkniętym dotąd pokoju. A w nim, na samym środku, stało coś zupełnie nieznanego, coś nowego, coś bardzo dziwnego i bardzo ciekawego. Kotka obwąchała ten nowy mebel, który był łóżeczkiem Jeremiego, i niewiele myśląc zgrabnie wskoczyła do środka. Znalazła mięciutką kołderkę, zwinęła się na niej w kłębuszek i zasnęła. Miała nadzieję, że wkrótce do łóżeczka wróci Jeremi i wtedy uda jej się zapoznać z malutkim chłopczykiem. Wcześniej kilka razy próbowała zbliżyć się do niego, ale za każdym razem ktoś odpędzał ją głośnym krzykiem lub tupnięciem. A ona nie miała przecież złych zamiarów wobec Jeremiego, chciała tylko poznać jego zapach i może troszkę poocierać się, bądź polizać maluszka. Była zdziwiona, dlaczego ludzie nie pozwalają jej na to?  Pamiętała, że czasami zdarzyło jej się zrobić komuś krzywdę, ale nigdy bez powodu. Kiedy mały szczeniaczek wszedł na jej terytorium zareagowała ostro i drapnęła go pazurem. – Niech wie, że nie wolno mu wchodzić do mojego mieszkania! – tłumaczyła się w myślach. Kilka razy ugryzła pana domu, bo nie chciał się z nią bawić, albo nie podał jej jedzenia. Nie lubiła gdy ktoś czyścił jej uszy lub wpychał do pyszczka tabletki. I w takich sytuacjach też by drapała lub gryzła, gdyby nie to, że była zawinięta w kocyk i nie mogła swobodnie ruszać łapkami.
Po pewnym czasie zmęczony Jeremi wrócił z babcią do pokoju, bo przyszła pora jego drzemki. Babcia już, już chciała położyć wnuka w  łóżeczku, a tu niespodzianka! Łóżeczko zajęte. Babcia uśmiechnęła się tylko i pokazała Jeremiemu zwierzątko, które zajęło jego miejsce. Przebudzona kotka niechętnie wyskoczyła na zewnątrz i ruszyła w stronę drzwi. Była niezadowolona, że tak raptownie przerwano jej drzemkę, bo miała piękny sen. Śniła jej się miseczka pełna ulubionego jedzenia, dlatego od razu poszła do kuchni sprawdzić, czy to na pewno był tylko sen. Na chwilę pogodziła się z faktem, że w nowym, wygodnym mebelku teraz będzie spał Jeremi. Ale tylko na chwilę.
Z pokoju znów zaczęło dobiegać babcine "Koci, koci łapci" i radosny śmiech Jeremiego. – To nie koci, koci tylko kosi, kosi! – oburzyła się w myślach kotka.

środa, 21 grudnia 2011

Ranny ptaszek i Chytre liski

 Dwa wierszyki, które powinny pomóc zrozumieć określenia często stosowane w odniesieniu do ludzi: ranny ptaszek i chytry lis. Może spodobają się Jeremiemu?

Ranny ptaszek

Wszędzie słychać ptasie trele.
To skrzydlaci przyjaciele
tak weselą się od rana,
bo to grupa rozśpiewana!

Wśród tych śpiewów i radości
zła wiadomość wnet zagości.
Ktoś do ptaków przyniósł wieści,
że skowronek ma boleści.

A dokładniej, sroka skrzeczy,
że skowronek  już się leczy!
Powiedziały jej dziewanny,
że ptaszyna został ranny!

Kto postrzelił biedaczysko?
Czy to było tu, gdzieś blisko?
Kto skowronkiem się zajmuje?
Kto mu rany opatruje?

Pytań ciśnie się tysiące,
a tu już zachodzi słońce.
Ptaszki smutne mają miny,
jutro lecą w odwiedziny.

Rano wszystkie ptaki wstały,
w jednym miejscu się zebrały.
Szybko trasę ustalają,
a pomaga im w tym zając.

Kiedy były już gotowe,
nagle… zaskoczenie nowe!
Na gałęzi, gdzie wiewiórka,
sam skowronek czyści piórka!

Wszystkie ptaki z wypiekami,
zasypały pytaniami
skowronka, co miał być ranny,
jak mówiły to dziewanny.

A skowronek się odzywa:
- Z nami tak od zawsze bywa!
Czujemy się znakomicie,
gdy wstajemy już o świcie.

I stąd wzięło się przysłowie,
że gdy rano wstaje człowiek
jak skowronek nasz kochany,
rannym ptaszkiem jest nazwany.



wtorek, 20 grudnia 2011

Chytre liski




Chytre liski

W małym lasku, pod brzozami,
mieszkał lisek z kolegami.
Żyło im się doskonale;
trosk nie było przy nich wcale.

Pod dostatkiem miały jadła,
a na brzuchach nieco sadła,
bo dość blisko stąd, w kurniku,
smacznych kur było bez liku.

Dni mijały na lenistwie;
lubiły to liski wszystkie.
W słońcu się wylegiwały,
czas to był dla nich wspaniały!

Aż nowina przyszła ze wsi!
W głowach liskom się nie mieści,
że właściciel od kurnika,
psa zatrudnił za strażnika.

Liski psa się trochę bały,
do kurnika nie zbliżały.
Grają liskom marsza kiszki,
myślą smutne:" Koniec bliski"...

Ale rude małe liski
sprytne były od kołyski;
pomyślały, pogadały,
no i problem rozwiązały.

Psa wywiodły liski w pole!
Zasnął biedak przy stodole,
bo mu chórem przez dzień cały
kołysanki z nut śpiewały.

Gdy nie było już strażnika,
wpadły szybko do kurnika!
Strażnik smacznie sobie spał,
nie wiem czy sny jakieś miał?

A kto cwany jest jak liski,
to powiedzieć muszę wszystkim ,
że go często, między nami,
"chytrym lisem" nazywamy..

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Kaczka - udawaczka



 Śmieszny wierszyk, w którym niektórzy doszukiwali się podtekstów politycznych, wziął się z chęci wyjaśnienia frazeologizmu "głupia gęś"

Kaczka – udawaczka

Pewna kaczka dosyć znana,
Udawała gęś od rana:
Tak gęgała i gęgała,
Że część stada przekonała.

Idą gęsi za tą kaczką
Doskonałą „udawaczką”:
Kacze łapy, kaczy kuper,
Lecz udaje gąskę super!

Jak uwierzyć gęsi mogą?
Czemu idą kaczą drogą?
Robi się w mej głowie jasno;
„Głupia gęś”, to mądre hasło!

sobota, 17 grudnia 2011

Grubas


Problem zbyt dużej wagi, czyli nadwagi (nie chcę używać słowa otyłość, bo go nie lubię) jest obecny w naszej rodzinie od jakiegoś czasu. Obecna jest też niedowaga, ale o tym jeszcze nie pisałam:) Grubas to wierszyk, który powstał ze złości na nadmiar kilogramów, i złości na słabość człowieka w obliczu smacznego jedzenia:(


Grubas
Grubas brzucha swego słucha;
Bo ten wielki jak poducha.
Gdy brzuch jadła potrzebuje,
Pan do kuchni z nim wędruje.

Te pielgrzymki, daję słowo,
Zamęczyć grubasa mogą.
Ledwo siądzie na kanapie,
Już do kuchni znowu człapie.

Więc uważaj, teraz rada:
(wiem, mnie radzić nie wypada)
Zamiast brzucha swego słuchać
No i toczyć z nim rozmowy,
Idź po rozum do swej głowy.
W głowie przepis jest gotowy,
Jak rozprawić się z tym brzuchem,
Co jest zwykłym łakomczuchem.

wtorek, 22 listopada 2011

Huśtawka


Huśtawka

 Pewnego listopadowego dnia, będąc na zakupach, szukałam dla Jeremiego zabawki, którą mógłby chwytać w rączkę. Wpadł mi wtedy w oko hipopotam fioletowy z kolorowym brzuszkiem. Wrócił tenże hipopotam ze mną do domu, a za kilka dni zamieszkał na półeczce z zabawkami Jeremiego. Narobił trochę zamieszania przygniatając żabie udko, ale koniec końców, wszystko się dobrze poukładało, a hipopotam fioletowy został bohaterem wierszyka "Huśtawka". Jest to wierszyk, który ma pokazać niewielkiemu człowiekowi, że fajnie jest w przedszkolu (a jest fajnie? ja nie chodziłam:)


Huśtawka
Był ogródek, w nim sadzawka.
Obok stała też huśtawka.
Kwiatów wokół rosło wiele,
A w śród nich fruwały trzmiele.

Do ogródka całkiem z rana
Przyszła grupa roześmiana.
Gdy huśtawkę zobaczyli,
Pobiegli tam w jednej chwili.

Po kolei się huśtali,
A podglądał to z oddali
Hipopotam fioletowy,
Co miał brzuszek kolorowy.

Gdy huśtawka była wolna;
Poszła już grupa przedszkolna,
Hipopotam wbiegł po trawce
Zająć miejsce na huśtawce.

Siedział długo zasmucony;
Nikt nie usiadł z drugiej strony.
Hipopotam wstał z huśtawki,
Podszedł wolno do sadzawki.

A tam w wodzie się odbija                                              
Jego brzuszek, głowa, szyja.
Hipopotam fioletowy
Ma kolegę! Problem z głowy!

Idzie znowu do huśtawki,
Lecz nie idzie nikt z sadzawki...
Hipopotam usiadł w trawie.
Trudno, sam się tu pobawię.

A z bajeczki morał taki:
Fajnie mają przedszkolaki.
Jest w przedszkolu dzieci wiele,
Do zabawy przyjaciele.


czwartek, 10 listopada 2011

Przedszkolak

Opowiadanie o Małym Chłopcu (w domyśle Jeremim) napisałam niedługo po narodzinach Jerka. Pomyślałam, że może kiedyś przyda się Rodzicom taki tekst, który opowie o przedszkolu i pokaże radość dzieci spędzających w nim czas. Rozbudzi ciekawość w Maluszku, który bez protestów będzie chciał do przedszkola chodzić. Powstały dwie bliźniacze wersje; w jednej bohaterem jest Mały Chłopiec, w drugiej Jeremi.

Przedszkolak
Pewnego dnia Mały Chłopiec z mamą odwiedził przedszkole. Mama rozmawiała z jakąś miłą, uśmiechniętą panią, a Mały Chłopiec zajrzał przez niedomknięte drzwi do sali. Było tam dużo dzieci, nawet więcej niż w podwórkowej piaskownicy. Mały Chłopiec na ich widok wpadł w zachwyt, jeszcze nigdy nie widział tak dużo dzieci w jednym pokoju. Oprócz przedszkolaków w sali była pani, którą wszyscy z pewnością bardzo lubili, bo każdy chciał siedzieć blisko niej.
 Kiedy już wszyscy usiedli na kolorowych krzesełkach, zapanowała cisza, a pani zaczęła opowiadać dzieciom o zwierzątkach. Pokazywała obrazki, by każdy zobaczył jak one wyglądają. Kiedy skończyła, przedszkolaki po kolei opowiadały o swoich ulubieńcach. Jula i Maja najbardziej lubią kotki, Marysia i Krzyś pieski, Wojtek chomiki, Kuba szczurki, Damian rybki, a Natala papużki. Po tej rozmowie pani zaprosiła dzieci do zabawy. Kolejno wypowiadała nazwy zwierząt, a przedszkolaki naśladowały ich ruchy. Kiedy pani powiedziała- „kotki”- wszystkie dzieci chodziły na czworaka, od czasu do czasu wyginały plecy robiąc „koci grzbiet” lub udawały, że myją swoje futerko. (Jeremiemu) Małemu Chłopcu ta zabawa bardzo się podobała.
Potem zmęczone zabawą przedszkolaki przez dłuższą chwilę odpoczywały słuchając piosenki o pieskach. Mały Chłopiec z zaciekawieniem przyglądał się dzieciom. Zauważył, że każde jest inne. Jula ma włosy takie jak wiewiórka, a na nosku pełno brązowych kropeczek. Marysia ma żółte warkoczyki przypominające mysie ogonki, Krzyś czarną czuprynkę przycięta jak kolce jeżyka. Te rozmyślania przerwała pani, zapraszając dzieci do zabawy. Chłopcy rozpoczęli budowę wielkiego domu z klocków, inni zorganizowali wyścigi samochodzików. Dziewczynki bawiły się w mamusie; woziły lalki w wózeczkach, tuliły je do siebie i udawały, że karmią małymi buteleczkami. Kuba bawił się z Julką; pomagał jej wozić wózek, przynosił potrzebne rzeczy ze sklepu, w którym sprzedawał Wojtek i Natala. Och, jak bardzo podobały się Małemu Chłopcu te zabawy. Dlatego posmutniał, gdy mamusia chwyciła go za rączkę i powiedział, że już muszą iść do domu, i żeby ładnie się pożegnał z panią od rozmowy.
Wieczorem, przed snem, mama zdjęła z półeczki książeczkę o przedszkolaku. Mały Chłopiec słuchał jej z ogromną radością, a przed jego oczami malowały się obrazki z dzisiejszej wizyty w przedszkolu.
Mama skończyła czytać, zamknęła książeczkę i popatrzyła na swojego synka. Wtedy Mały Chłopiec powiedział –jestem już duży, bardzo chciałbym chodzić do przedszkola, i codziennie bawić się z dziećmi, słuchać ciekawych bajeczek, śpiewać piosenki, chodzić na spacery, budować domy z klocków, rysować kolorowe obrazki. Kiedy zostanę przedszkolakiem?- zapytał. Mamusia uśmiechnęła się i ciepłym głosem odpowiedziała - właśnie przyszedł ten czas, jutro pójdziemy zapisać ciebie do najwspanialszego pod słońcem przedszkola. A potem mocno przytuliła swojego synka, który był już prawie, prawie przedszkolakiem.
Tego dnia mama wcześnie rano obudziła Małego Chłopca, a właściwie zrobiła to piosenka, którą śpiewała. Chłopiec usłyszał, że jest ona o przedszkolu, w którym zawsze jest wesoło, a po dywanie toczą się piłeczki z uśmiechami. Próbował sobie to wyobrazić i wtedy zobaczył w oknie uśmiechnięte Słonko. Już wiedział jak wyglądają piłeczkowe uśmiechy. Słonko to przecież złota piłeczka.
 W uroczystym nastroju cała rodzina: mamusia, tatuś i Mały Chłopiec przygotowali się do wyjścia. To był bardzo ważny dzień: Mały Chłopiec pierwszy raz szedł do swojego przedszkola. Po drodze mamusia i tatuś mocno trzymali w swoich dłoniach jego małe rączki i od czasu do czasu unosili go do góry. Śmiał się radośnie i przypominał sobie toczące się po dywanie wesołe piłeczki z mamusinej piosenki. W pewnym momencie poprosił- mamoooo, a mogłabyś mi zaśpiewać jeszcze raz tę piosenkę? Mama zaśpiewała, a gdy skończyła opowiedziała synkowi o swoim przedszkolu, do którego chodziła jako całkiem mała dziewczynka. Tata zapewnił synka, że i on spędzał czas w przedszkolu. Mały Chłopiec troszkę się zdziwił, że mama i tata byli kiedyś przedszkolakami, a teraz są tacy dorośli. Podniósł głowę i spoglądał raz na mamusię, raz na tatusia, których twarze widział na tle nieba. I całkiem poważnie powiedział- Ja też będę taki duży, urosnę w przedszkolu. Rodzice uśmiechając się spojrzeli  na siebie i jeszcze mocniej chwycili małe rączki synka.
 Droga do przedszkola prowadziła kasztanową aleją. Mały Chłopiec zauważył, że na ziemi leżą zielone jeżyki, z których wygląda coś brązowego. Tatuś wyjaśnił, że to są kasztany i że można z nich wyczarować różne zabawki. Mały Chłopiec dokładnie obejrzał jak wyglądają te kasztany. Były prawie okrągłe, ale nie tak jak słoneczko i miały białe kółeczko z jednej strony. Były bardzo przyjemne w dotyku. Mamusia obiecała, że gdy będą wracali z przedszkola do domu, nazbierają dużo kasztanów, a potem wyczarują z nich kasztanowe ludziki. Ten plan bardzo spodobał się (Jeremiemu) Małemu Chłopcu.
W końcu cała rodzina dotarła do przedszkola. Mały Chłopiec obejrzał budynek i pomyślał, że nie jest to przedszkole z mamusinej piosenki, bo tamto było z piernika. Tak mama śpiewała: „są przedszkola jak chatki z piernika”. A tego nie dało się z pewnością ugryźć. Nie zniechęciło to jednak Małego Chłopca.  Odważnie wszedł z rodzicami do środka. Usiadł na małej ławeczce i wtedy tatuś pomógł mu zdjąć buciki i założyć kapcie, a jego kurteczka zawisła na wieszaczku, nad którym był obrazek z ciuchcią. Taką samą jaką Mały Chłopiec miał na swojej czapeczce. W szatni zgromadziło się dużo dzieci. Mały Chłopiec przyglądał się każdemu z nich z ciekawością, aż do momentu, w którym jakaś pani zaprosiła dzieci do sali zabaw. Mały Chłopiec przytulił się do mamusi i tatusia, a gdy usłyszał zapewnienie, że zaraz po pracy wrócą po niego, odważnie wbiegł do sali. Na środku stała pani i uśmiechała się do każdego dziecka. Przez okno wpadały wesołe, słoneczne promyczki. W tym dniu Mały Chłopiec został prawdziwym Przedszkolakiem.

By Jeremi z radosną ciekawością rozpoczął przedszkolną edukację, pomóc spróbowała babcia Elżbieta

Przedszkolak
Pewnego dnia Jeremi z mamą odwiedził przedszkole. Mama rozmawiała z jakąś miłą, uśmiechniętą panią, a Jeremi zajrzał przez niedomknięte drzwi do sali. Było tam dużo dzieci, nawet więcej niż w podwórkowej piaskownicy. Jeremi na ich widok wpadł w zachwyt, jeszcze nigdy nie widział tak dużo dzieci w jednym pokoju. Oprócz przedszkolaków w sali była pani, którą wszyscy z pewnością bardzo lubili, bo każdy chciał siedzieć jak najbliżej niej.
 Kiedy już wszyscy usiedli na kolorowych krzesełkach, zapanowała cisza, a pani zaczęła opowiadać dzieciom o zwierzątkach. Pokazywała obrazki, by każdy zobaczył jak one wyglądają. Kiedy skończyła, przedszkolaki po kolei opowiadały o swoich ulubieńcach. Jula i Maja najbardziej lubią kotki, Marysia i Krzyś pieski, Wojtek chomiki, Kuba szczurki, Damian rybki, a Natala papużki. Po tej rozmowie pani zaprosiła dzieci do zabawy. Kolejno wypowiadała nazwy zwierząt, a przedszkolaki naśladowały ich ruchy. Kiedy pani powiedziała- „kotki”- wszystkie dzieci chodziły na czworaka, od czasu do czasu wyginały plecy robiąc „koci grzbiet” lub udawały, że myją swoje futerko. Jeremiemu ta zabawa bardzo się podobała.
Potem zmęczone zabawą przedszkolaki przez dłuższą chwilę odpoczywały słuchając piosenki o pieskach. Jeremi z zaciekawieniem przyglądał się dzieciom. Zauważył, że każde jest inne. Jula ma włosy takie jak wiewiórka, a na nosku pełno brązowych kropeczek. Marysia ma żółte warkoczyki przypominające mysie ogonki, Krzyś czarną czuprynkę przycięta jak kolce jeżyka. Te Jeremowe  rozmyślania przerwała pani, zapraszając dzieci do zabawy. Chłopcy rozpoczęli budowę wielkiego domu z klocków, inni zorganizowali wyścigi samochodzików. Dziewczynki bawiły się w mamusie; woziły lalki w wózeczkach, tuliły je do siebie i udawały, że karmią małymi buteleczkami. Kuba bawił się z Julką; pomagał jej wozić wózek, przynosił potrzebne rzeczy ze sklepu, w którym sprzedawał Wojtek i Natalia. Och, jak bardzo podobały się Jeremiemu te zabawy. Dlatego posmutniał, gdy mamusia chwyciła go za rączkę i powiedział, że już muszą iść do domu, i żeby ładnie się pożegnał z panią od rozmowy.
Wieczorem, przed snem, mama zdjęła z półeczki książeczkę o przedszkolakach. Jeremi słuchał jej z ogromną radością, a przed jego oczami malowały się obrazki z dzisiejszej wizyty w przedszkolu.
Mama skończyła czytać, zamknęła książeczkę i popatrzyła na swojego synka. Wtedy Jeremi powiedział-jestem już duży, bardzo chciałbym chodzić do przedszkola, i codziennie bawić się z dziećmi, słuchać ciekawych bajeczek, śpiewać piosenki, chodzić na spacery, budować domy z klocków, rysować kolorowe obrazki. Kiedy zostanę przedszkolakiem? Mamusia uśmiechnęła się i ciepłym głosem odpowiedziała Jeremiemu - właśnie przyszedł ten czas, jutro pójdziemy zapisać ciebie do najwspanialszego pod słońcem przedszkola. A potem mocno przytuliła swojego synka, który był już prawie, prawie przedszkolakiem.
Tego dnia mama obudziła Jeremiego wcześnie rano. A właściwie obudziła go piosenka, którą śpiewała mama. Jeremi usłyszał, że jest ona o przedszkolu, w którym zawsze jest wesoło, a po dywanie toczą się piłeczki z uśmiechami. Próbował sobie to wyobrazić i wtedy zobaczył w oknie uśmiechnięte Słonko. Już wiedział jak wyglądają piłeczkowe uśmiechy. Słonko to przecież złota piłeczka.
 W uroczystym nastroju cała rodzina: mamusia, tatuś i Jeremi przygotowywali się do wyjścia. To był bardzo ważny dzień: Jeremi pierwszy raz szedł do swojego przedszkola. Po drodze mamusia i tatuś mocno trzymali w swoich dłoniach jego małe rączki i od czasu do czasu unosili go do góry. Śmiał się radośnie i przypominał sobie toczące się po dywanie wesołe piłeczki z mamusinej piosenki. W pewnym momencie poprosił- mamoooo, a mogłabyś mi zaśpiewać jeszcze raz tę piosenkę? Mama zaśpiewała, a gdy skończyła opowiedziała synkowi o swoim przedszkolu, do którego chodziła jako całkiem mała dziewczynka. Tata zapewnił synka, że i on spędzał czas w przedszkolu. Jeremi troszkę się zdziwił, że mama i tata byli kiedyś przedszkolakami, a teraz są tacy dorośli. Podniósł głowę i spoglądał raz na mamusię, raz na tatusia, których twarze widział na tle nieba. I całkiem poważnie powiedział- ja też będę taki duży, urosnę w przedszkolu. Rodzice uśmiechając się spojrzeli  na siebie i jeszcze mocniej chwycili małe rączki synka.
 Droga do przedszkola prowadziła kasztanową aleją. Jeremi zauważył, że na ziemi leżą zielone jeżyki, z których wygląda coś brązowego. Tatuś wyjaśnił, że to są kasztany i że można z nich wyczarować fajne ludziki. Jeremi dokładnie obejrzał jak wyglądają te kasztany. Były prawie okrągłe, ale nie tak jak słoneczko i miały białe kółeczko z jednej strony. Były bardzo przyjemne w dotyku. Mamusia obiecała, że gdy będą wracali z przedszkola do domu, nazbierają dużo kasztanów, a potem wyczarują z nich te kasztanowe ludziki. Ten plan bardzo spodobał się Jeremiemu.
W końcu cała rodzina dotarła do przedszkola. Jeremi obejrzał budynek i pomyślał, że nie jest to przedszkole z mamusinej piosenki, bo tamto było z piernika. Tak mama śpiewała: „są przedszkola jak chatki z piernika”. A tego nie dało się z pewnością ugryźć. Nie zniechęciło to jednak Jeremiego.  Odważnie wszedł z rodzicami do środka. Usiadł na małej ławeczce i wtedy tatuś pomógł mu zdjąć buciki i założyć kapcie, a jego kurteczka zawisła na wieszaczku, nad którym był obrazek z ciuchcią. Taką samą jaką Jeremi miał na swojej czapeczce. W szatni zgromadziło się dużo dzieci. Jeremi przyglądał się każdemu z nich z ciekawością, aż do momentu, w którym jakaś pani zaprosiła dzieci do sali zabaw. Jeremi przytulił się do mamusi i tatusia, a gdy usłyszał zapewnienie, że zaraz po pracy wrócą po niego, odważnie wbiegł do sali. Na środku stała pani i uśmiechała się do każdego dziecka. Przez okno wpadały wesołe, słoneczne promyczki. W tym dniu Jeremi został prawdziwym Przedszkolakiem.

By Jeremi z radosną ciekawością rozpoczął przedszkolną edukację, pomóc spróbowała babcia Elżbieta




poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Zauroczenie




                                               Narodziny Jeremiego

22 sierpnia 2011 roku urodził się Jeremi Leon. Jego Mamusią jest moja kochana, młodsza z córek, Maja. Zostałam babcią; nie muszę pewno dodawać, że bardzo szczęśliwą babcią. W oczekiwaniu na Maleństwo wyobrażałam sobie jak będzie wyglądał ten mały chłopczyk, a kiedy  Rodzice; Maja z Damianem ogłosili  imię swojego Synka, odmieniałam je na wszystkie możliwe sposoby. Było doskonałe; idealnie dopasowane! Po narodzinach, Jeremi przestawił świat do góry nogami; nie tylko świat Rodziców, ale z pewnością też świat babci. Chciałam mojemu maleńkiemu Wnukowi darować coś, co będzie świadczyło o wielkiej miłości jaką Go obdarzyłam od momentu, gdy był jeszcze niewielką fasolką. I tak powstały wierszyki,  rymowanki, czy wierszowane bajeczki dedykowane Jeremiemu. Niektóre z nich można czytać już dzisiaj, choć Jeremi jeszcze niewiele rozumie, ale lubi kiedy mówi się do niego melodyjnie i rytmicznie. Inne będą dla Niego zrozumiałe za ileś tam lat, bo czasami  niby wesoła treść narzucała całkiem dorosłą pointę. Blog "Moje, a nie moje" (w pierwotnej wersji Moje zauroczenia" powstał dzięki, równie wspaniałej jak Mama Jeremiego, mojej starszej córce Justynie. Jaki ten blog przybierze kształt? sama jeszcze nie wiem..., ale chętnych zapraszam  do lektury.
Postanowiłam umieszczać na blogu wierszyki czy bajeczki z datami miesięcy, w których powstawały; wszystko to jest dość umowne, bo pisząc nigdy nie dodawałam dat (szkoda).