sobota, 20 lipca 2013

Książę z bajki


Od tamtej pory minęło wiele wieków. To bardzo długo, bo jeden wiek trwa aż sto lat! Ale prawda, którą odkrył wtedy mały Książę,  wciąż jest z nami, wciąż trwa.  Czego się dowiedział, co odkrył? Posłuchajcie.
W  ogromnym zamku, otoczonym z każdej strony fosą z mostem zwodzonym, żyła rodzina królewska;  mama Królowa, tata Król i ich siedmioletni synek, mały Książę. Chłopczyk niczym szczególnym nie różnił się od innych dzieci; kochał swoich rodziców, lubił się bawić i wyjadać z glinianego garnca słodki miód. Chyba tylko jego stroje były niezwykłe,  ale to przecież nie ma większego znaczenia. Książę nie miał rodzeństwa, więc  kompanami do zabaw stały się służki i słudzy królewskiej pary. Najczęściej urządzano małemu Księciu przyjęcia, w czasie których odgrywał  rolę dorosłego króla. Lubił też skakać na jednej nodze po zamkowej posadzce i urządzać różne wyścigi. Bardzo rzadko chłopiec wychodził na dwór, bo nie mógł tam być sam. Rodzice bali się o bezpieczeństwo swojego jedynaka, a  w tamtych czasach napaści na zamki zdarzały się dość często.  Tak więc mały Książę swoje życie spędzał w zamkowych komnatach.
Pewnego dnia, gdy nikt ze służby nie miał czasu, by towarzyszyć królewskiemu synkowi w zabawach, chłopiec  zainteresował się widokiem w oknie. Stojąc tuż przy nim widział tylko kawałek nieba. Ale był sprytnym chłopcem, dlatego przyciągnął pod okno wielkie krzesło,  po czym wdrapał się na nie, mimo że było bardzo wysokie.  Gdy stanął na palcach, jego  oczom  ukazał się wspaniały widok. Zobaczył nie tylko fosę, ale też zielone łąki położone po jej drugiej stronie i  gęste zarośla, wysmukłe drzewa, a nawet  fruwające wysoko duże ptaki. Chłopiec był tym widokiem oczarowany. Pomyślał wtedy, że świat jest piękny. I kiedy tak stał wpatrując się w płynące niebem białe obłoki, coś szczególnego zwróciło jego uwagę. Zobaczył dzieci biegające po zielonej łące; chłopców w śmiesznych, kusych spodenkach na szelkach i dziewczynki w długich spódnicach i białych fartuszkach, zupełnie podobnych do tych, które nosiła królewska kucharka.  Dzieci śmiały się i biegały poklepując się wzajemnie. Książę  zauważył, że ubrania dzieci były trochę inne niż te które sam nosił, a w dodatku na stopach rozbawionej gromadki nie było bucików. Wszyscy biegali na bosaka. On sam też czasami lubił tak biegać, ale mama Królowa gniewała się za takie bieganie po zimnych zamkowych posadzkach, bo często kończyło się katarem.
Książę zszedł z krzesła i pobiegł do rodziców podzielić się swoją radością z odkrycia jakiego dokonał.  Nie będzie już bawił się sam lub z królewską służbą, pójdzie do dzieci. Niestety, Król i Królowa nie byli tak szczęśliwi jak ich synek, gdy dowiedzieli się o planach Księcia. Królowa krzyczała, że nie pozwoli na zabawę z dziećmi ubogich wieśniaków, bo to przyniosłoby wstyd rodzinie królewskiej. Chłopiec przy okazji dowiedział się, że wieśniacy to biedni ludzie, żyjący z uprawy ziemi poza murami zamku, którzy prócz sporej gromadki dzieci nie mają wiele więcej.  Książę był zasmucony tym, że nie może bawić się z dziećmi, tylko dlatego, że  pochodzi z rodziny królewskiej. Ale, według rodziców,  ma przecież wszystko czego dusza zapragnie. I tak zakończono temat zabawy Księcia z wiejskimi dziećmi.
Królewska para była przekonana, że ich synek szybko zapomni o sprawie. I tak się stało. Minęło jednak kilka kolejnych lat i problem powrócił.  Pewnego dnia,  kiedy małemu Księciu dokuczała samotność, postanowił pooglądać świat przez okno.  Przystawił krzesło i zauważył, że dużo łatwiej niż kiedyś, poszło mu wchodzenie na wysoki mebel. Znaczyło to, że sporo podrósł.  Stojąc w oknie, zobaczył po drugiej stronie fosy na łące, tak jak kiedyś, bawiącą się gromadkę dzieci.  Książę spostrzegł, że i one są większe, bo spodnie chłopców i spódnice dziewczynek były teraz wyraźnie za krótkie.  Królewski syn coraz mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że są  takimi samymi dziećmi,  a różni ich tylko ubranie. Tak samo biegają, śmieją się, śpiewają i bawią. Po tych spostrzeżeniach przyszedł moment, kiedy  podjął decyzję, że pójdzie się z nimi zapoznać. Królowa rwała włosy z głowy, Król miotał się w bezsilności, bo Książę z uporem trwał przy swoim zamiarze. Jak postanowił, tak zrobił. Ostatecznie rodzice, choć niezadowoleni, nie zabronili chłopcu realizować swój plan, bo cierpieli, gdy oczy synka wypełniały łzy.
Kiedy opuszczono zwodzony most, chłopiec ruszył ku zielonym łąkom. Dzieci z zaciekawieniem przyglądały się małemu przybyszowi i choć były nieco onieśmielone, zaprosiły go do wspólnej zabawy. Chłopcy strzelali  z własnoręcznie wykonanych łuków do celu. Dla Księcia też zrobiono podobny łuk wykorzystując kawałek  gałęzi i łyko, z którego powstała  cięciwa. Książę dostał swoją  strzałę, czyli prosty krótki kijek, który zaczepiony za cięciwę, po naciągnięciu łuku szybował do celu. Królewski syn był tak uradowany zabawą  z  biednymi , wiejskimi dziećmi, że wracając do zamku, już myślał o następnym spotkaniu. Nie skorzystał też z karocy, którą rodzice przysłali po niego.  Odważnie stąpał po wysokiej, zielonej trawie i całą drogę przebył  piechotą.
Kiedy przyszedł do zamku, popędził podzielić się swoją radością z rodzicami. Mama Królowa leżała w komnacie z zimnym okładem na głowie, bo bardzo źle się poczuła, kiedy syn opuścił zamek. Tata Król był zdenerwowany. Powtarzał synkowi w kółko, że nie powinien się bawić z takimi biednymi dziećmi, bo jest królewskim synem i  jako tak ważna osoba może kontaktować się tylko z królewskimi potomkami. Ale Książę był tak zachwycony nowo poznanymi chłopcami i dziewczynkami, że słowa ojca sprawiały mu tylko przykrość. Kolejne dni  też spędził na zabawach , po których wracał do zamku coraz radośniejszy. Wkrótce i rodzice dostrzegli  zmiany zachodzące u syna; stał się odważniejszy  i silniejszy. Potrafił znacznie więcej niż dotąd. Już nikt nie musiał pomagać mu przy ubieraniu, miał doskonały apetyt i  skończyły się  problemy z  jedzeniem. Polubił mleko, którego nie chciał pić już od dawna, a szczególnie zachwalał mleko prosto od krowy. Znał wiejskie zwierzęta  i opowiadał o ich zwyczajach. Ze smutkiem myślał o tych latach, które spędził w samotności  i o tych ostatnich, gdy zajmował się głównie podglądaniem bawiących się rówieśników.  Więź między królewskim synem, a wiejskimi dziećmi coraz bardziej się zacieśniała. Po pewnym czasie para królewska wyraziła zgodę, by syn mógł  zapraszać rówieśników do zamku. Książę odkrył, że bogactwo  które posiada  rodzina królewska nie jest najważniejsze.  Dla każdego człowieka ważna, a może najważniejsza jest przyjaźń. Książę pielęgnował ją przez długie lata, a nadworny pisarz zapisał  bardzo ważne słowa, które padły z ust królewskiego syna:
„Żadne bogactwo,  ni wielka sława,
nie zastępują przyjaciół bliskich.
A o przyjaźni należy mówić
malutkim dzieciom już od kołyski!”

piątek, 19 lipca 2013

Choroba baby Eli



Kto tak ma?

Ostatnio zastanawia mnie jak nazywa się choroba, która mnie dopadła.

Opowiem  o jej objawach. 
Kiedy rano wstaję z łóżka zamierzam szybko się ubrać, uczesać, i zabrać za życie. Pospiesznie idę do pokoju, gdzie wieczorem zostawiłam ubranie. Jest, wisi na oparciu krzesła, ale ktoś włączył telewizor, więc rzucam okiem na emitowany program. Nic ciekawego, postanawiam zmienić kanał. Niestety, nie ma pilota. Szukam go na stole i w ręce wpada mi książeczka TVK z niezapłaconym rachunkiem. Zabieram ją i idę do komputera, by przelać należność. Koło komputera leży komórka. Włączam komputer i czekając aż się nagrzeje, zaglądam do moich komórkowych zdjęć. Widzę nowe, jeszcze nie przesłane zdjęcia. Myślę, że warto zapisać je w moich obrazach. Brakuje kabelka. Idę do pokoju męża, bo może tam go znajdę. Na fotelu leży kotka, a wokół na obiciu pełno sierści. Postanawiam ją wyczesać. Wracam do przedpokoju po szczotkę, ale jak zwykle nie leży na swoim miejscu. Idę szukać do pokoju z telewizorem. Właśnie trwa relacja ze skoków narciarskich. Chcę obejrzeć, ale zrobiło mi się chłodno. Zabieram ubrania i idę do łazienki. Biorę szczoteczkę by umyć zęby i wtedy przypominam sobie, że mam zadzwonić do dentysty, by przełożyć wizytę. Wracam do przedpokoju, chwytam za słuchawkę, ale koło moich nóg łasi się kotka. Powinnam ją nakarmić. Idę do kuchni. Na gazie stoi czajnik z gotującą się wodą.  Zaczynam robić kawę.  W tym momencie przypominam sobie o lekach, które miałam połknąć kilka godzin temu. Wracam do mojego pokoju. W wejściu zaczepiam o paprotkę. Trzeba podlać kwiaty. Wracam do kuchni po wodę. Słyszę sprawozdawcę telewizyjnego i przypominam sobie rachunek do zapłacenie. I znów jestem w swoim pokoju. Widok niepościelonego jeszcze łóżka działa na mnie zachęcająco. Kładę się na minutkę. Głodna kotka miauczy donośnie, telewizor ryczy, czajnik szumi, przesuszone kwiaty zwisają smutno, zdjęcia wciąż tkwią w telefonie, rachunek TVK nie zapłacony, ja w koszuli nocnej, leki w pudełku, kawa w puszce…dentysta czeka na mnie od godziny. A ja czuję się tak zmęczona tą krzątaniną, że już na nic nie mam siły…Co mi dolega?

piątek, 12 lipca 2013

Kto pierwszy, ten lepszy




Kto pierwszy, ten lepszy!


Na parkanie od podwórka
pewien szczygieł czyścił piórka;
żółte, czarne i te białe,
by leżały doskonale!

Skrzydłem gładził też czerwone,
co na głowie miał zwichrzone.
Uwijał się jak szalony,
 bo chciał właśnie szukać żony.

Wiatr pomagał szczygiełkowi
w tym, co ptak z piórkami robił.
Gdy wypadło  żółte piórko,
zwiał  je wietrzyk na podwórko.

Lądowało przy kurniku,
kiedy kogut „kukuryku”
głośno zapiał, by obudzić
cały drób i śpiących  ludzi.

Wyszły kury, a na trawie
z dala żółci się ciekawie
coś długiego, coś żółtego,
do ich piórek podobnego.

Każda ma ochotę  wielką
zostać piórka właścicielką.
Chodzą tak noga za nogą,
zdecydować się nie mogą.

Nagle kaczka się zjawiła.
Piórko w ogon swój włożyła
i swym kaczym, śmiesznym chodem
chciała odejść mimochodem.

Kaczka kury rozwścieczyła!
Cóż, sprytniejsza od nich była!
Zamiast gapić się na pióro,
ma w ogonie je. Jest górą!

Kury kaczce nie darują
i do walki się szykują!
Będą fruwać pióra wkoło;
będzie chyba niewesoło!

Nim wybuchła bójka głupia,
szczygieł, mimo że osłupiał,
chcąc ratować sytuację,
szybko zaczął swą orację.

Mówił głośno i donośnie:
„U kur straszna zazdrość rośnie
o to zwykłe żółte piórko,
co wiatr zaniósł na podwórko!”

„Gdy leżało sobie w trawie,
zabrać mógł je każdy prawie.
Kaczka w ogon je wsadziła,
bo od innych szybsza była!”

„A na koniec powiedzenie,
dzieci lubią je szalenie!
Kto był pierwszy, ten jest lepszy!
I tu kończy się już wierszyk.”

czwartek, 11 lipca 2013

Podwórkowa awantura

Raz jeszcze podwórkowa awantura. Troszkę rozwinięta;)


Na podwórku już od  rana
wrzawa  trwała niesłychana!
Kłóciły się  z kaczką kury
i nie było tam kultury!

Niedaleko od kurnika
świnki wyszły już z chlewika.
W błocie się poukładały;
to był sposób na upały.

Kacze kwaki, kurze gdaki
usłyszały wnet prosiaki.
Z błota szybko się zerwały,
bo gwar drobiu był niemały!

Popędziły całe w błocie,
tam gdzie kłótnia trwa przy płocie.
Kwiczą głośno, z całej siły,
by je kury zauważyły!

Kwaki, gdaki oraz kwiki
obudziły trzy indyki.
Poprawiły swe korale,
i do kłótni! Dalej, dalej!

Gulgot wypełnił podwórko
i zatrzymał się pod chmurką,
która niebem wędrowała,
z przerażenia blada cała!

A indyki w drugą stronę;
coraz bardziej są czerwone,
poplątały swe korale,
nie przeszkadza im to wcale!

Zagłuszyły kwaki, gdaki,
ciszej kwiczą też prosiaki.
Jeden indyk, bardzo młody,
chce z innymi iść w zawody.

Hałas dotarł do perliczek,
co grzebały obok tyczek.
Choć ziarenka smakowały,
kłótnia, kąsek niebywały!

Pozbierały się czym prędzej;
jedna z drugą szybko pędzi,
by przyłączyć się do stada;
zostać z boku nie wypada!

Słychać ciągle „yyuyyyu”,
to w perliczek właśnie stylu!
Po ich wrzaskach przez pół chwili,
inni głosy uciszyli.

Lecz donośny głos perliczek
sprawił, że mały jamniczek
na swych krótkich przybiegł nogach,
tam gdzie wrzaski" Olaboga!"

Jamnik biegnąc głośno szczekał.
Droga była niedaleka.
Nie minęło sekund wiele,
pies już jest na zwierząt czele!

Przy szczekaniu szczerzy zęby,
spod łap lecą kurzu kłęby!
Jamnik jest w swoim żywiole;
inni wrzeszczą stojąc w kole.

Pies szczekaniem tak wtórował,
że go usłyszała krowa.
Krowa trawę rzuć przestała
i ruszyła, tak jak stała.   

Myśli krowa „Co się stało?”
I pomysłów ma niemało
skąd ten hałas, krzyki skąd?
Tu potrzebny będzie sąd!

Może kury się dziobały,
bo do tego powód miały?
Często kłócą się ze sobą,
gdy dogdakać się nie mogą!

Albo kaczka coś zgubiła
i dla innych nie jest miła?
Może jej zabrali  jajo
i na targu je sprzedają?

Może to jednak  indyki
pomieszały swoje szyki?
Tarmoszą się za korale,
i ustąpić nie chcą wcale!


O perliczkach myśli krowa
i już przysiąc jest gotowa,
że się kłócą piękne panie
kto ładniejsze ma ubranie!

Albo chodzi o prosiaki!
Mają zawsze problem taki,
by pomieścić się w kałuży,
co chłodzeniu w upał   służy!

Został jeszcze pies jamniczek.
To jest mały rozbójniczek!
Pewno ugryzł kogoś w nogę!
Straszne rzeczy! Ja nie mogę!

Krowa dość myślenia miała,
bo ją głowa już bolała!
Rozruszała mocniej nogi,
żeby sprawę wziąć za rogi.

Gdy podeszła do gromadki,
widok był niezwykle rzadki;
wszyscy wrzeszczą z całą mocą,
wciąż trwa kłótnia, ale o co?

Krowa głośno zapytała
o co awantura cała?
Nikt nie umiał odpowiedzieć,
każdy wolał cicho siedzieć.

Kaczka pierwsza się zerwała,
swój ogonek pokazała
i odeszła gdzieś bez słowa.
Z kaczką taka jest rozmowa!

Głośne dotąd trzy indyki,
w dziobach zamknęły języki.
Siadły cicho i w zapale
rozplątują swe korale!

Wycofały się perliczki;
wrócą pewno tam gdzie tyczki
I ziarenka doskonałe.
Drogi to tylko kawałek.

Jamnik także przestał szczekać.
Jak tylko dostrzegł człowieka,
ruszył na swych krótkich nóżkach
grządką, gdzie rosła pietruszka.

Krowa mocno  zadziwiona
chciała jednak się przekonać
kto był winien awanturze
i  wywołał taką burzę?

Ale zawstydzone kury,
wydziobując w ziemi dziury,
coś pod dziobem pogdakały.
O co poszło? Zapomniały!



Na podwórku już od  rana wrzawa  trwała niesłychana! Kłóciły się  z kaczką kury i nie było tam kultury! W uszach mam wciąż wrzaski kurze, lecz ich tutaj nie powtórzę.
Niedaleko od kurnika świnki wyszły dwie z chlewika. Miały sposób na upały; w błocie się poukładały. Kacze kwaki, kurze gdaki usłyszały wnet prosiaki. Z błota szybko się zerwały, bo gwar drobiu był niemały! Popędziły całe w błocie, tam gdzie kłótnia trwa przy płocie. Kwiczą głośno, z całej siły, by je kury zauważyły!
Kwaki, gdaki oraz kwiki obudziły trzy indyki. Poprawiły swe korale i do kłótni! Dalej, dalej! Gulgot wypełnił podwórko i zatrzymał się pod chmurką, która niebem wędrowała, z przerażenia blada cała! A indyki w drugą stronę; coraz bardziej są czerwone. Poplątały swe korale, nie przeszkadza im to wcale! Zagłuszyły kwaki, gdaki, ciszej kwiczą też prosiaki. Jeden indyk, bardzo młody, chce z innymi iść w zawody.
Hałas dotarł do perliczek, co grzebały obok tyczek. Choć ziarenka smakowały, kłótnia, kąsek niebywały! Pozbierały się czym prędzej, jedna z drugą szybko pędzi, by przyłączyć się do stada. Zostać z boku nie wypada! Słychać ciągle „yyuyyyu”. To w perliczek właśnie stylu! Po ich wrzaskach przez pół chwili, inni głosy uciszyli. Lecz donośny głos perliczek sprawił, że mały jamniczek na swych krótkich przybiegł nogach, tam gdzie wrzaski: 
 – Olaboga! 
Jamnik biegnąc głośno szczeka. Droga była niedaleka. Nie minęło sekund wiele, pies już jest na zwierząt czele. Przy szczekaniu szczerzy zęby, spod łap lecą kurzu kłęby! Jamnik jest w swoim żywiole. Inni wrzeszczą stojąc w kole. 
Pies zwierzętom tak wtórował, że go usłyszała krowa. Krowa trawę rzuć przestała i ruszyła, tak jak stała. Myśli krowa: – Co się stało? – i pomysłów ma niemało skąd ten hałas, krzyki skąd? Tu potrzebny będzie sąd!
Może kury się dziobały, bo do tego powód miały? Często kłócą się ze sobą, gdy dogdakać się nie mogą!
Albo kaczka coś zgubiła i dla innych nie jest miła? Może jej zabrali  jajo i na targu je sprzedają? 
Może to jednak  indyki pomieszały swoje szyki? Tarmoszą się za korale i ustąpić nie chcą wcale! 
O perliczkach myśli krowa i już przysiąc jest gotowa, że się kłócą piękne panie kto ładniejsze ma ubranie! 
Albo chodzi o prosiaki! Mają zawsze problem taki, by pomieścić się w kałuży, co chłodzeniu w upał   służy! Został jeszcze pies jamniczek. To jest mały rozbójniczek! 
Pewno ugryzł kogoś w nogę! Straszne rzeczy! Ja nie mogę! 
Krowa dość myślenia miała, bo ją głowa już bolała! Rozruszała mocniej nogi, żeby sprawę wziąć za rogi. Gdy podeszła do gromadki, widok był niezwykle rzadki! Wszyscy wrzeszczą z całą mocą, wciąż trwa kłótnia, ale o co?
Krowa głośno zapytała: – O co awantura cała? 
Nikt nie umiał odpowiedzieć, każdy wolał cicho siedzieć. Kaczka pierwsza się zerwała, swój ogonek pokazała i odeszła gdzieś bez słowa. Z kaczką taka jest rozmowa!
Głośne dotąd trzy indyki, w dziobach zamknęły języki. Siadły cicho i w zapale rozplątują swe korale!
Wycofały się perliczki. Wrócą pewno tam gdzie tyczki i ziarenka doskonałe. Drogi to tylko kawałek.
Jamnik także przestał szczekać. Jak tylko dostrzegł człowieka, ruszył na swych krótkich nóżkach grządką, gdzie rosła pietruszka.
Krowa, mocno  zadziwiona, chciała jednak się przekonać kto był winien awanturze i wywołał taką burzę? Ale zawstydzone kury, wydziobując w ziemi dziury, coś pod dziobem pogdakały. O co poszło? Zapomniały!