piątek, 31 stycznia 2014

Rozmowy z dwulatkiem


Wracam do nagrań rozmów  z Jeremim, bo dzisiaj nasz prawie dwu i pół latek mówi znacznie swobodniej i ma nieograniczony zasób słów,którymi zgrabnie operuje. Układa pierwsze rymy, co mnie cieszy najbardziej. Muszę to zapisać, bo pamięć jest zawodna:
"Miałem ze sobą okruszki, ale zjadły je kaczuszki"  

 sierpień 2013 r.
Jeremi skończył dwa lata. Jest wspaniałym słuchaczem i cudownym rozmówcą. Ma niesamowitą wyobraźnię; odgrywa wiele ról i zachęca nas, dorosłych byśmy także zamieniali się w samochody, zwierzątka, albo postaci z poznanych bajek. By utrwalić choć odrobinkę tego, o czym rozmawia ze mną mój kochany dwulatek, wstawiam kilka nagrań (nagrania z sierpnia 2013):

                                            Jeremi, ciekawy świata dwulatek

                                      
                     Wiesz Turkotku, czyli rozmowa z dwulatkiem o pojazdach i nie tylko
             



                         Do czego służy struś, czyli rozmowa z dwulatkiem przy puzzlach:)




                   Uważaj pociągu, czyli rozmowa z dwulatkiem o bezpieczeństwie:)




                              Uwaga krowa, czyli rozmowa z dwulatkiem o odgłosach:)




                              Przyjdź Panu, czyli rozmowy dwulatka przez telefon:)








czwartek, 16 stycznia 2014

Awantura


Awantura


Na podwórku już od  rana wrzawa  trwała niesłychana! Kłóciły się z kaczką kury i nie było tam kultury! (W uszach mam wciąż wrzaski kurze, lecz ich tutaj nie powtórzę.)  Kacze kwaki, kurze gdaki usłyszały wnet prosiaki. Z błota szybko się zerwały, bo ciekawość wielką miały, o co znowu chodzi kurom, jaką się zajmują bzdurą. Popędziły całe w błocie, tam gdzie kłótnia trwa przy płocie. Kwiczą głośno i donośnie budząc wszystkich bezlitośnie!

Te prosiaków straszne kwiki obudziły trzy indyki. Poprawiły swe korale i do kłótni! Dalej, dalej! Zagłuszyły kwaki, gdaki, ciszej kwiczą też prosiaki. Jeden indyk, bardzo młody, chce w gulganiu iść w zawody.

Hałas dotarł do perliczek, co grzebały obok tyczek. Choć ziarenka smakowały, kłótnia, kąsek niebywały! Pozbierały się czym prędzej, jedna z drugą szybko pędzi, by przyłączyć się do stada. Zostać z boku nie wypada! 

Ten męczący wrzask perliczek sprawił, że mały jamniczek na swych krótkich przybiegł nogach, choć dość długa była droga. Przy szczekaniu szczerzy zęby, spod łap lecą kurzu kłęby! Jamnik jest w swoim żywiole. Inni wrzeszczą stojąc w kole.

Hałas usłyszała krowa, już nieść pomoc jest gotowa. Szybko trawę rzuć przestała i ruszyła, tak jak stała. Myśli krowa, co się stało i pomysłów ma niemało skąd ten hałas, krzyki skąd? Czy potrzebny będzie sąd?

Może kury się dziobały, bo do tego powód miały? Często kłócą się ze sobą, gdy dogdakać się nie mogą!

Albo kaczka coś zgubiła i dla innych  jest niemiła?

Może to jednak  indyki pomieszały swoje szyki? Tarmoszą się za korale i ustąpić nie chcą wcale!

O perliczkach myśli krowa i już przysiąc jest gotowa, że się kłócą piękne panie kto ładniejsze ma ubranie! 

Albo chodzi o prosiaki! Mają zawsze problem taki, by pomieścić się w kałuży, co chłodzeniu w upał służy!

Został jeszcze pies jamniczek. To jest mały rozbójniczek! Pewno ugryzł kogoś w nogę! Straszne rzeczy! Ja nie mogę!

Krowa dość myślenia miała, bo ją głowa już bolała! 

Gdy podeszła do gromadki, widok był niezwykle rzadki! Wszyscy wrzeszczą z całą mocą, wciąż trwa kłótnia, tylko o co? Porozmawiać chciała krowa, ale każdy głowę chowa. Pierwsza kaczka się zerwała, swój ogonek pokazała i odeszła gdzieś bez słowa. Z kaczką taka jest rozmowa! Głośne dotąd trzy indyki, w dziobach zamknęły języki. Siadły cicho i w zapale rozplątują swe korale! Wycofały się perliczki i pobiegły tam gdzie tyczki. Jamnik także przestał szczekać. Ani chwili nie chciał czekać. Ruszył na swych krótkich nóżkach grządką, gdzie rosła pietruszka.

Oczywiście i prosiaki nie wiedziały kto to taki był dziś sprawcą awantury. Może coś powiedzą kury?

Ale zawstydzone kury, wydziobując w ziemi dziury, coś pod dziobem pogdakały. O co poszło? Zapomniały!

środa, 1 stycznia 2014

Przedstawienie


Przedstawienie


Teodor miał sześć  lat, złotą czuprynę i brązowe, wesołe oczy. Prawie zawsze był uśmiechnięty, chętny do zabawy i odkrywania wszystkiego co nieznane. Chodził do szkolnej zerówki, która w odróżnieniu od przedszkolnej, mieściła się w budynku szkoły. Teodor był z tego bardzo dumny i zawsze podkreślał, że chodzi do szkoły i jest uczniem, a nie przedszkolakiem.  Inne dzieci z grupy czuły się raczej przedszkolakami, zwłaszcza po tym jak pani powiedziała, że pasowanie na ucznia będzie dopiero w pierwszej klasie. Ale Teodor wiedział swoje. Był uczniem i już!

Niestety, dość niecierpliwym uczniem, szczególnie  w czasie zajęć, podczas których musiał siedzieć przy stoliku i wykonywać różne zadania. Zazwyczaj pierwszy biegł  do pani pokazać, że już zrobił to, co do niego należało, bo bardzo lubił spędzać czas w kąciku z zabawkami. Był  niezadowolony, kiedy pani kazała mu coś poprawiać. Wracał do stolika powoli z pochmurną miną. Wiedział, że inni chłopcy zaraz skończą prace i zabiorą najlepsze pojazdy, i bez niego rozpoczną  budowę garażu. Pani często tłumaczyła Teodorowi, że jak będzie wykonywał  polecenia dokładniej, zajmie mu to troszkę więcej czasu, ale i tak zdąży pobawić się z kolegami. Tylko że Teodor chciał być zawsze pierwszy.


Pewnego dnia pani zapowiedziała dzieciom, że zorganizuje zajęcia teatralne. Kto będzie miał ochotę zostać małym aktorem i brać udział w przedstawieniach może się do niej zgłosić. Pani nie skończyła jeszcze opowiadać o teatrzyku, kiedy Teodor podniósł rękę i powiedział, że on się zapisuje. Pani  uśmiechnęła się do chłopca i poprosiła, by spytał rodziców, czy i oni wyrażają zgodę na dodatkowe zajęcia  syna. Oczywiście Teodor otrzymał pozwolenie i tak został aktorem „Teatrzyku Sześciolatka".  W czasie pierwszych zajęć pani ćwiczyła z dziećmi dykcję, to znaczy wyraźne wymawianie słów. Czasami było trochę śmiechu, gdy ktoś nie radził sobie z powtórzeniem wyrazu i z kołdry robiła się „kordła”,  z wiadra „wiardo”, a z gardła „gałdro”.  By zajęcia były ciekawsze,  pani od czasu do czasu  czytała dzieciom wesołe wierszyki. Robiła to tak zabawnie, że dzieci pokładały się ze śmiechu i zawsze czekały na ten moment z niecierpliwością.

Minęło kilka tygodni  i nadszedł czas wyboru sztuki, nad którą będzie pracował „Teatrzyk Sześciolatka”. Wybrano  wszystkim dobrze znaną bajkę o Czerwonym Kapturku. Przydzielanie ról nie obyło się bez sprzeczek i dąsów, ale zakończyło sukcesem. Teodor został Wilkiem. Przez chwilę zastanawiał się czy nie wolałby grać Gajowego, ale wszyscy uznali, że rola Wilka pasuje do Teodora idealnie. Największy problem był przy wyborze głównej bajkowej bohaterki, czyli Czerwonego Kapturka. Wszystkie dziewczynki chciały zagrać tę rolę. Kłóciły się między sobą i każda starała się przekonać, że tylko ona  nadaje się na Kapturka. W  końcu pani zrobiła losowanie i konflikt między dziewczynkami został szczęśliwie rozwiązany. Pod koniec zajęć każdy aktor otrzymał zapis swojej roli, której przy pomocy rodziców miał nauczyć się na pamięć. Pani powiedziała też dzieciom, że odtąd ich spotkania będą nazywały się próbami. Wszystkim bardzo to się spodobało, bo próba to coś bardziej poważnego niż spotkanie. Poczuli się jak prawdziwi aktorzy.

Teodor po powrocie do domu, natychmiast zażądał, by mama przeczytała jego rolę. Był jak zawsze niecierpliwy. Nie chciał nawet słyszeć o myciu rąk, czy zjedzeniu kanapki. Mama próbowała namówić syna, by odłożyli to czytanie na po kolacji. Teodor jednak mocno protestował i bardzo, bardzo prosił mamę, bo umierał z ciekawości jak brzmi jego rola. W końcu mama dała się namówić. Teodor znał bajkę o Czerwonym Kapturku i nie było dla niego zaskoczeniem to, co zrobił Wilk i co go spotkało na koniec. W sumie był zadowolony, że zagra tę rolę.

Zaczęły się próby, a na dworze zjawiła się wiosna. Każdy dzień był cieplejszy od poprzedniego. Teodor wyprowadził z piwnicy swój rower i wspólnie z tatą przygotowali go do jazdy. Przypomniał sobie też o leżącej na balkonie deskorolce. Na szczęście była dobrze zabezpieczona i gotowa do użycia. Piękna wiosenna pogoda sprawiła, że Teodor zaraz po powrocie ze szkoły jadł obiad i wychodził na rower, albo na deskę. Do zajęć w zerówce przygotowywał się  wieczorem. Mama codziennie przypominała Teodorowi, że powinien uczyć się roli do przedstawienia. Była gotowa i chętna do pomocy. Ale chłopiec wciąż odkładał to zadanie na potem. W czasie prób tylko jemu  wciąż musiała podpowiadać pani. Inne dzieci swoje role znały już śpiewająco. Kiedy nadeszła kolejna próba, Teodor postanowił nie wziąć w niej udziału. Następnego dnia powiedział pani, że zapomniał o Teatrzyku. Mijały kolejne tygodnie i nic się nie zmieniało. Teodor opuszczał próby, bo wciąż nie nauczył się swojej roli. Obiecywał jednak, że na następną przyjdzie napewno i wszystko będzie umiał na pamięć.

Tymczasem zbliżał się pierwszy dzień czerwca, dzień na który zaplanowano premierę „Czerwonego Kapturka”. Pani przestała już  o cokolwiek pytać Teodora. Jego rolę otrzymał inny chłopiec. Przedstawienie było przygotowane, role wyuczone, kostiumy uszyte. Aktorzy, co prawda, mieli lekką tremę przed występem, ale też bardzo czekali na ten dzień. Chcieli przecież zaprezentować się przed wszystkimi uczniami, szczególnie tymi dużo starszymi. To będzie dla nich wspaniały Dzień Dziecka.

Pierwszego czerwca Teodor nie miał ochoty iść do zerówki. Rodzice jednak nie widzieli powodu, dla którego miałby zostać w domu. Był zdrowy. Przecież wczoraj całe popołudnie spędził na deskorolce i miał doskonały humor. W końcu niechętnie, ze spuszczoną głową, Teodor podreptał do szkoły. Po drugim śniadaniu dzieci  poszły do auli. Aktorzy przygotowywali się do występu ukryci za kurtyną. Teodor był na widowni. Niektórzy chłopcy zdziwili się dlaczego nie jest z aktorami. Tymczasem dzieci zajęły swoje miejsca, rozległ się gongi i rozsunęła  kurtyna. Oczom wszystkich uczniów ukazali się ich najmłodsi koledzy z zerówki. Wyglądali wspaniale: ubrani w piękne stroje z rekwizytami w rękach. Czerwony Kapturek z koszyczkiem pełnym smakołyków, Gajowy ze strzelbą zrobioną co prawda z tektury, ale wyglądającą jak prawdziwa. Był też Wilk w fantastycznie zrobionej masce.

Teodor zamknął oczy. Był smutny i zły na siebie. Przecież jako pierwszy zgłosił  się do Teatrzyku i dzisiaj powinien stać na scenie i zbierać oklaski. Brawa widowni jeszcze bardziej psuły jego nastrój. W końcu, by się pocieszyć pomyślał: „Byłbym jeszcze lepszym Wilkiem niż Olek, tylko ta wiosna przyszła za wcześnie…” Pomyślał, ale to wcale nie poprawiło mu humoru. Wiedział przecież dobrze, że to nie wiosna była winna. A jakim byłby Wilkiem? Trudno zgadnąć, bo go nie zagrał. Jedno jest pewne, gdyby był pilny tak jak inne dzieci, dzisiejszy Dzień Dziecka byłby dla niego najpiękniejszy ze wszystkich, które pamięta. 

Kiedy Teodor wrócił do domu, mama zaraz zauważyła smutek w jego oczach. Zapytała, co go martwi. Teodor opowiedział o przedstawieniu i o tym jak bardzo żałuje, że nie chodził na próby i nie został aktorem. A przecież bardzo tego pragnął. Mama usiadła koło synka, objęła go mocno i powiedziała, że czasami trzeba  z czegoś zrezygnować, by spełnić swoje marzenia. Zapewniła Teodora, że wciąż  jeszcze ma szansę zostać aktorem, bo w szkole działa „Teatrzyk Pierwszaka”, do którego uczęszczają uczniowie z klas pierwszych. Teodor uśmiechnął się szeroko do mamy, a  w myślach przyrzekł sobie, że zaraz po wakacjach zapisze się do Teatrzyku. Tym razem na pewno zostanie aktorem!

***