piątek, 21 lutego 2014

Co u Żuka robiła Stonoga oraz inne bajki z bloga

 Szpileczki

Salon sprząta Żuk zawzięcie, bo wydaje dziś przyjęcie. Do sprzątania Żuk ma zapał; wszystkie kurze powymiatał, szyby w oknach wypucował i podłoga już gotowa! Czysta, gładka, no i lśniąca. Żuk podkręcił sobie wąsa, uśmiechnięty i wesoły, teraz bierze się za stoły. W mig w podkowę je ustawia. Pyszna będzie dziś zabawa! Jadła pełne są półmiski, starczy go dla gości wszystkich. Są też wina trzy antały, są delicje i specjały! 

Żuk wprowadza wnet muzyków. Jest w orkiestrze osiem smyków, bębny, trąbki, wiolonczele i dyrygent na ich czele.

Z muzykami  wszedł maestro, już przywitał  się z orkiestrą. Wszyscy stroją  instrumenty. Żuk niezwykle jest przejęty.

Teraz w drzwiach na gości czeka i już widzi ich z daleka. Lecą Ważki i Motyle, i Biedronek drugie tyle. Gąsienice pełzną w trawie, przyszli wszyscy goście prawie. I Stonoga też nadchodzi. Choć sto nóg ma, wolno chodzi, bo  się dzisiaj wystroiła, sto szpileczek założyła. 
Żuk przywitał pięknie gości, zaraz też  z uśmiechem  prosi, żeby zdjęli buty swoje, zanim wejdą na pokoje. Goście nieco zaskoczeni zostawili buty w sieni. Każdy myśli, co za moda?  Tutaj słów po prostu szkoda!
Siedli goście wokół stołu, skosztowali już rosołu, zjedli pieczeń i pierogi, a tu nie ma wciąż Stonogi. Wściekła , sama w sieni siedzi, ze szpilkami  wciąż się biedzi. Zdjęła właśnie ósmą parę. Zerknęła  przez wąską szparę; goście jedzą, piją wino. Musi szybko się uwinąć, bo nic dla niej nie zostanie! Tyle nóg mieć, to skaranie! Wreszcie jest ostatnia para, do salonu wejdzie zaraz!  Bardzo cieszy się Stonoga, ale co to? Olaboga! Już skończyło się przyjęcie. Żuk zaciera mocno ręce, bo udało się wspaniale. To był bal nad wszystkie bale! Goście buty zakładają, troszkę inne zdanie mają. Jak tu tańczyć tanga, walce, gdy są gołe u nóg palce? Motyl zrobił się  ponury; ma w skarpetach cztery dziury! Ważka suknię podeptała, bo obcasów swych nie miała! Biedronka się przewróciła,wszystkie kropki pogubiła! Pożegnali goście Żuka, a Stonoga  właśnie  szuka szpilki  z ósmej,  prawej nogi, bo szykuje się do drogi.

***

Kapelusze



Po południu dwie żyrafy, przeglądały rzeczy z szafy. Przymierzały kapelusze pełne piór jak pióropusze i filcowe z ozdobami, aksamitne z woalkami. Z wielkim rondem, z małym daszkiem, przewiązane wokół paskiem. Zgrabne toczki i kaszkiety przymierzały, lecz, niestety, przejrzeć się nie były w stanie, bo wysokie były panie. W drzwiach trzydrzwiowej, wielkiej szafy miały lustro  dwie żyrafy, ale w lustrze się odbija zamiast głowy, tylko... szyja.

Trudno - mówią dwie żyrafy i znów grzebią wewnątrz szafy - nie będziemy smutne wcale, przymierzymy sobie szale!

***

Modelka



Pławiąc się  w przyjemnej  wodzie, Hipcia myśli wciąż o modzie: "Me sukienki wyszły z mody, nie dodają mi urody!"


Umówiła się z krawcową, niech jej szyje suknię nową.


Przyszła Hipcia do przymiarki, ma z wrażenia wszędzie ciarki.  Suknia piękna, dla modelki, ma falbanki, dekolt wielki, deseń w kwiaty, muślinowa. Stara przy tej, niech się chowa! U krawcowej, do lusterka w nowej sukni Hipcia zerka.


Nie zmieściła się w nim cała, widać tylko część jej ciała! Rozwścieczona tym co widzi, tak z krawcowej sobie szydzi:


- Zły jest fason tej sukienki, a materiał niezbyt cienki. Jestem w niej okropnie gruba! Nie udała się ta próba. Kiepska z pani jest krawcowa, niech tę suknię pani schowa! No i poszła wprost do wody, bo  na dziś ma dosyć mody!

***

Najpiękniejsza



Raz ropucha nad bajorem rozmyślała tak wieczorem:


"Jestem zwinna, bardzo ładna. Taka nie jest prócz mnie żadna! Zalet mam ponad trzydzieści i w mej głowie się nie mieści, że mimo mego oblicza nie ma przy mnie królewicza!"


Obok szedł do wody rak; krok do przodu i krok wspak. Kiedy spojrzał na ropuchę, biedak padł do góry brzuchem. Zobaczyła to ropucha, uśmiechnęła się od ucha:


- Ma uroda, bez wątpienia, tu powodem jest omdlenia!


Gdy się ocknął biedny rak, już nie robił kroków wspak. Jak szalony gnał do wody, miał ropuszej dość urody!

***

Paski



Pewna zebra czarno-biała krąg przyjaciół swoich miała. Gdy wydała raz przyjęcie, nikt nie lubił jej już więcej! Przez calutkie to spotkanie kręciła się po dywanie i czekała na pochwały, że ma deseń doskonały:


- Przecież biało-czarne pasy, to jest deseń pierwszej klasy!


Lis zauważył od niechcenia:


- Zebra jakoś nam się zmienia: najnudniejsza jest na świecie, paski brudne ma na grzbiecie. Nie zaprzeczy także nikt, że jej uśmiech z pyska znikł.


Pożegnała zebra gości. Cała  miota się ze złości! Obejrzała w lustrze ciało: - Nic z paskami się nie stało!


Wierząc jednak w lisie słowa, wnet zaczęła grzbiet szorować. No i zebra szorowała każdy skrawek swego ciała. Tyle siły z siebie dała, że została... całkiem biała!

***

Fryzura



Przyszła kura do fryzjera. Jest nim lis, stary przechera. Wiąże kurze pelerynkę i niewinną stroi minkę:


- Jaką zrobić mam fryzurę, by upiększyć panią kurę?


Kura coś pod dziobem gdacze, a lis wokół krzesła skacze, kręci pióra i podcina, zaczesuje i wygina. Lecą na podłogę pióra, już wyłania się fryzura. Lis ma jeszcze wielką chęć na ostatnich kilka cięć. Wreszcie zabrał pelerynę. Kura ma nietęgą minę. Z piór nic prawie nie zostało, a zapłacić ma niemało.


Kiedy poszła sobie kura, lis z podłogi zgarnął pióra. Ma poduszkę z pierza teraz, fryzjer lis, stary przechera.

***

Żabie udka



Pewna żaba, całkiem spora, mieszkała na dnie  bajora. Była  właścicielką łodzi, co została po powodzi.


Raz w bajorze dla ochłody, bocian szukał chłodnej wody.


Prosił żabę, bardzo grzecznie, tak by czuła się bezpiecznie, niech pozwoli mu bez trwogi w zimnej wodzie zmoczyć nogi.


Pragnie też posiedzieć w łodzi, bo w upale ciężko brodzić.


Choć boćkowi nie wierzyła, myśli żaba: "Będę miła!"


Bocian z wdziękiem wsiadł  do łodzi, połknął żabę:


- O co chodzi?


Kłamać umiał tak jak nikt, wszystkim więc wyjaśnił w mig:


- Ktoś zjadł udka żabie oba! Ja nie biorę żab do dzioba! Ale są takie  niecnoty, co nam robią wciąż kłopoty. Jedzą żabich udek wiele w świątki, piątki i niedziele. By to ukryć, proszę pana, piszą bajki o bocianach!

***

Wielkie damy



Kaczka z kurą, przyjaciółki, uradziły raz do spółki, że do miasta się wybiorą, wieczorową letnią porą. Do teatru pójdą - jakże, może do kawiarni także?  Cały drób był zniesmaczony: - Przecież pomysł to szalony!  Czy normalna to jest sprawa,  by drób sztuką się napawał? Czy ktoś widział kaczkę z kurą jak się raczą konfiturą?  Przyjaciółki nie słuchały,  plan ich wszak był doskonały. Nie udało się go zganić, bo uwagi miały za nic. I tak, gdy nadeszła   środa, powiedziały: - Czasu szkoda! Założyły kapelusze i ruszyły z animuszem.


W mieście ruch i straszny hałas. Wszystko dzieje się tu naraz. Suną  sznury samochodów, z tysiąc jest ruchomych schodów. Na chodnikach tłumy ludzi. W przyjaciółkach lęk to budzi. Stoją nieco zagubione: - Jak tu przejść na drugą stronę? Zobaczyły jakieś światło: - Tu przejść chyba będzie łatwo. Gdy włączyło się czerwone, przyjaciółki ośmielone na ulicę weszły razem. A tam jadą pełnym gazem samochody, jak szalone! W jedną stronę, w drugą stronę… Poszły w ruch klaksony wszystkie, hamowanie z opon piskiem! Rozwścieczeni zaś kierowcy, dali upust swojej złości: - Ptasie móżdżki, wielkie damy! Zaraz wam nauczkę damy. Oskubiemy was z piór wszystkich i traficie na półmiski! Przyjaciółki zawróciły. Więcej już nie miały siły, by rozrywki szukać w mieście, dość go miały jednocześnie. Z życiem ujść  im się udało,  a to przecież jest niemało. Zdjęły z głowy kapelusze i wróciły pod swą gruszę. Siedzą cicho obie w domu i nie chwalą się nikomu. Pamiętając o przygodzie, powtarzają sobie co dzień: - Gdy chcesz przejść na drugą stronę, przechodź kiedy jest zielone!

***

Wilcze specjały



Wilk otworzył restaurację: - Zaserwuję tu kolacje. Podam gościom swe specjały, bom jest  kucharz doskonały!


Biały toczek, biały fartuch, z gotowaniem nie ma żartów. Wilk na czwartek prosi gości, niech w tym dniu nikt z nich nie pości! Pieczeń już gotowa prawie. Wilk przygląda się potrawie; jeszcze soli, pieprzem sypie i próbuje czy nie szczypie. Coś brakuje tej pieczeni, coś w jej smaku chce wilk zmienić. Dodał jeszcze kminku troszkę. Poda ją z zielonym groszkiem. Wilk ukroił kęs niemały. Cóż, smak nie jest doskonały. Wilk się głowi: - Co tu dodać, żeby gości zaszokować? Już gotowe są ziemniaki, nać z pietruszki i buraki. Ale pieczeń nie gotowa, znów jest smaku próba nowa. Potem piąta i dziesiąta, wilk po kuchni wciąż się krząta. Wreszcie smak go zadowala. Wilk spogląda: pełna sala! Już wynosi swe półmiski, śle uśmiechy wokół wszystkim. Zapłacili goście sporo za kolację późną porą. Gdy spojrzeli na półmiski ich nadzieje zaraz prysły, że najedzą się u wilka i wybiorą potraw kilka. Bo na stołach  widok  taki: zimny groszek i ziemniaki, są  buraki też czerwone suto octem przyprawione. Koło natki, tej z pietruszki, leżą mięsa dwa okruszki. Tyle zostało z pieczeni, którą wilk próbował zmienić!

***

Sportowiec



Przyszła zima nie na żarty! Wilk wybiera się na narty. Jedzie prosto do kurortu zakosztować nieco sportu. Spakowane już bagaże: - Jadę i wszystkim pokażę jak się śmiga na dwóch deskach, dla mnie jazda, to jest pestka! Kto z was mi dorówna kroku, zmierzy ze mną się na stoku? Choćby nie wiem co, ktoś robił, nie dorówna nikt wilkowi!


Już przyjechał wilk na miejsce, do wyciągu jest w kolejce. Szybko wjechał na sam szczyt. Spojrzał w dół i...zapał znikł. Oczy mocno wilk zamyka, drży ze strachu jak osika. Jedno tylko ma marzenie; z góry zejść na równą ziemię!

***

Awantura



Na podwórku już od  rana wrzawa  trwała niesłychana! Kłóciły się  z kaczką kury i nie było tam kultury! (W uszach mam wciąż wrzaski kurze, lecz ich tutaj nie powtórzę.)  Kacze kwaki, kurze gdaki usłyszały wnet prosiaki. Z błota szybko się zerwały, bo ciekawość wielką miały, o co znowu chodzi kurom, jaką sie zajmują bzdurą. Popędziły całe w błocie, tam gdzie kłótnia trwa przy płocie. Kwiczą głośno i donośnie budząc wszystkich bezlitośnie !


Te prosiaków straszne kwiki obudziły trzy indyki. Poprawiły swe korale i do kłótni! Dalej, dalej! . Zagłuszyły kwaki, gdaki, ciszej kwiczą też prosiaki. Jeden indyk, bardzo młody, chce w gulganiu iść w zawody.


Hałas dotarł do perliczek, co grzebały obok tyczek. Choć ziarenka smakowały, kłótnia, kąsek niebywały! Pozbierały się czym prędzej, jedna z drugą szybko pędzi, by przyłączyć się do stada. Zostać z boku nie wypada!


Ten męczący wrzask perliczek sprawił, że mały jamniczek na swych krótkich przybiegł nogach, choć dość długa była droga. Przy szczekaniu szczerzy zęby, spod łap lecą kurzu kłęby! Jamnik jest w swoim żywiole. Inni wrzeszczą stojąc w kole.


Hałas usłyszała krowa, już nieść pomoc jest gotowa. Szybko trawę rzuć przestała i ruszyła, tak jak stała. Myśli krowa, co się stało i pomysłów ma niemało skąd ten hałas, krzyki skąd? Czy potrzebny będzie sąd?


Może kury się dziobały, bo do tego powód miały? Często kłócą się ze sobą, gdy dogdakać się nie mogą!


Albo kaczka coś zgubiła i dla innych  jest niemiła?


Może to jednak  indyki pomieszały swoje szyki? Tarmoszą się za korale i ustąpić nie chcą wcale!


O perliczkach myśli krowa i już przysiąc jest gotowa, że się kłócą piękne panie kto ładniejsze ma ubranie!


Albo chodzi o prosiaki! Mają zawsze problem taki, by pomieścić się w kałuży, co chłodzeniu w upał   służy!

Został jeszcze pies jamniczek. To jest mały rozbójniczek! Pewno ugryzł kogoś w nogę! Straszne rzeczy! Ja nie mogę!


Krowa dość myślenia miała, bo ją głowa już bolała!


Gdy podeszła do gromadki, widok był niezwykle rzadki! Wszyscy wrzeszczą z całą mocą, wciąż trwa kłótnia, tylko o co? Porozmawiać chciała krowa, ale każdy głowę chowa. Pierwsza kaczka się zerwała, swój ogonek pokazała i odeszła gdzieś bez słowa. Z kaczką taka jest rozmowa! Głośne dotąd trzy indyki, w dziobach zamknęły języki. Siadły cicho i w zapale rozplątują swe korale! Wycofały się perliczki i pobiegły tam gdzie tyczki. Jamnik także przestał szczekać. Ani chwili nie chciał czekać. Ruszył na swych krótkich nóżkach grządką, gdzie rosła pietruszka.


Oczywiście i prosiaki nie wiedziały kto to taki był dziś sprawcą awantury. Może coś powiedzą kury?


Ale zawstydzone kury, wydziobując w ziemi dziury, coś pod dziobem pogdakały. O co poszło? Zapomniały!

***

Najlepiej na świecie

 

Najlepiej na świecie


Przedszkole na leśnej polanie, do którego chodziły małe zwierzątka mieszkające w pobliżu, prowadziła sowa Stefania. Była bardzo mądra i mimo że wszystkie  inne sowy w dzień zazwyczaj spały, ona w tym czasie opiekowała się najmłodszymi mieszkańcami lasu.

W przedszkolnej grupie znalazły się dwa liski: Rudek i Kitek, sarenka Emilka, jelonek Rożek, wiewiórka Klementynka, wilczek  zwany Burym, a także  rodzeństwo zajączków, które nikt nie rozróżniał i które nazywano Szaraczkami oraz mały jeżyk zwany Igiełką z tego powodu, że był dziewczynką. Zwierzątka chętnie się uczyły i jeszcze chętniej bawiły. Wiele już umiały. Były zwinne; niektóre  szybko biegały,  inne potrafiły się wspinać na wysokie drzewa, jeszcze inne popisywały się slalomem między drzewami. Uwielbiały wspólne zabawy w berka lub chowanego, albo w „ciepło-zimno”. Znały też mnóstwo bajek, które opowiadała im sowa Stefania. Chętnie śpiewały piosenki i recytowały wierszyki. W przedszkolu dni mijały im beztrosko i szczęśliwie.

Stefania pragnęła, by jej przedszkolaki były coraz mądrzejsze i wciąż rozwijały swoje umiejętności. Często organizowała dla nich różne zawody i konkursy, w trakcie których maluchy mogły pokazać swoją mądrość, zwinność i spryt. W biegach zazwyczaj zwyciężali Emilka i Rożek, a we wspinaniu się na drzewa Klementynka, w slalomie między drzewami prawie zawsze najlepsze były Szaraczki. Sowa Stefania dążyła do tego, by każdy maluch odnosił sukcesy, dlatego wymyślała dla nich specjalne zadania. Dzięki temu wygrywały i zajączki, i wilczek, i wiewiórka, i liski, sarenka i jelonek.

I tylko Igiełka nigdy nie poznała smaku zwycięstwa. Ilekroć była proszona o wykonanie jakiegoś zadania, albo ćwiczenia natychmiast zwijała się w kłującą kulkę i nie reagowała na żadne prośby i zachęty. Potrafiła w tym stanie spędzić cały dzień i dopiero o zmroku słychać było jak tupta na swoich nóżkach w kierunku  domu. Sowa Stefania była bardzo zmartwiona nieśmiałością i brakiem wiary w swoje siły Igiełki. Wiele razy próbowała z nią rozmawiać i przekonywać, że powinna chociaż spróbować robić to, co inne zwierzątka. Ale Igiełka wciąż powtarzała, że nic nie potrafi i boi się, że wszyscy będą się z niej śmiać. Przecież nie umie ani szybko biegać, ani tym bardziej wspinać się na drzewa, a jak ktoś da jej berka, to zostanie nim już na zawsze. Kiedyś Igiełka dała się namówić do zabawy w chowanego. Ukryła się w suchych liściach leżących pod brzozą. Niestety, Klementynka, która szukała zwierzątek, tak niefortunnie skoczyła na usypaną z liści górkę, w której siedziała Igiełka, że wbiła sobie w łapkę jej kolec. Wiewióreczka długo płakała i trzeba było wezwać doktora, by wyciągnął  ten kolec i opatrzył łapkę. Od tamtego czasu Igiełka nigdy już nie bawiła się nawet w chowanego. Wciąż była smutna i zamyślona. Chciała tak jak inne zwierzątka popisywać się tym, co potrafi robić najlepiej na świecie, ale ona przecież nic nie potrafiła. W dodatku, wkrótce po zdarzeniu z kolcem, zwierzątka zaczęły wyśmiewać  się z Igiełki. Mówiły, że jest małą niezdarą, że pokłuła Klementynkę i nie umie się bawić nawet w berka. Igiełka coraz rzadziej przychodziła do przedszkola. A jeśli już przyszła, to zwijała się w kuleczkę i tak spędzała cały dzień.

Sowa Stefania nie wiedziała co się dzieje z Igiełką, dlaczego jest coraz gorzej.  Pewnego dnia pozwoliła swoim przedszkolakom bawić się na polanie, a sama tylko je obserwowała. Gdy Igiełka zjawiała się wśród zwierzątek, wszystkie  otoczyły ją kołem i zaczęły wykrzykiwać: „Igiełka nie biega! Igiełka nie skacze! Zwija się w kulkę i płacze! Raz, dwa, trzy beksą jesteś ty!” I jak na komendę wszystkie wskazywały na drżącą z żalu i bezsilności Igiełkę, która oczywiście  po tych słowach  natychmiast zwinęła się w kulkę. Sowa mocno się zdenerwowała. Poprosiła zwierzątka, by usiadły we wskazanym miejscu i długo z nimi rozmawiała. Wieczorem odwiedziła rodziców Igiełki. Poprosiła, by opowiedzieli jej o swojej córeczce. A kolejny dzień przyniósł wiele niespodzianek.

Od rana wszystkie zwierzątka podchodziły do Igiełki i zapraszały ją do zabawy, obiecując, że już nigdy nie będą się z niej wyśmiewać. Pytały też ciekawie, co potrafi robić najlepiej na świecie. Ale o tym dowiedziały się dopiero później. Właśnie zbliżał się dzień mamy. Sowa Stefania zaplanowała, że przedszkolaki zrobią dla swoich mam laurki. Każdy zrobi taką, jaką potrafi. Zwierzątka uwielbiały takie zadania, dlatego wszystkie natychmiast zabrały się do pracy. Mimo tej radości, już po chwili przy stoliku sowy Stefanii ustawiła się kolejka potrzebujących pomocy. A to żeby wyciąć, a to przykleić, a to narysować, a to wymyślić.

Tylko Igiełka wszystko robiła samodzielnie. Przygotowała liść łopianu, wyjęła jeden kolec i przywiązała do niego błyszczącą nić pajęczą. Zupełnie sama, bez pomocy kogokolwiek wyhaftowała piękne, lśniące kwiaty. Gdy zobaczyły to inne zwierzątka zaczęły prosić, by także na ich laurkach Igiełka wyhaftowała choć po jednym, małym kwiatku. Kiedy laurki były już skończone, sowa Stefania zapytała zwierzątka, która podoba im się najbardziej. Wszystkie maluchy zgodnym chórem odpowiedziały, że oczywiście ta zrobiona przez  Igiełkę. Wtedy sowa Stefania  powiedziała, że bardzo się cieszy, bo teraz już wie, że każdy z jej przedszkolaków, także Igiełka, potrafi robić coś najlepiej na świecie.

***

środa, 19 lutego 2014

Pozbierane propozycje

Przyjaciółka


Przyjaźń, pewno dobrze wiecie, cenna jest, jak nic na świecie! Kaczka o tym usłyszała, przyjaciółki więc szukała.

I znalazła! Co wy na to? Na podwórku, tuż za chatą. Jest nią zwykła kura biała,
lecz w przyjaźni doskonała!

Odtąd kaczka z przyjaciółką kwakała o wszystkim w kółko. Często jednak plotkowała,
bo też dar do tego miała.

Od ploteczek kura stroni, lecz już kaczka za nią goni, by przyczepić komuś łatkę,
by obgadać znów sąsiadkę.

Kura, znana z cierpliwości, wciąż na kaczkę się nie złości; wysłuchuje, odpowiada,
chociaż  wcale nie jest rada! Wreszcie kaczce wygdakała o przyjaźni i dodała:

"Mówmy o nas, bardzo proszę, bo tych plotek ja nie znoszę!"

Kaczka nie czekała długo, przyjaciółkę ma już drugą. Kurę przed nią obgadała,
przyjaciółka doskonała!


***

Ząbki


Pewien Jasio, całkiem mały, miał garnitur ząbków białych. Gryzł ząbkami rzeczy wiele; jabłka, gruszki i morele. Gryzł cukierki, czekoladki, pączki, ptysie i roladki.

Gryzł też mięso i ziemniaczki, i paluszki  takie z maczkiem. Ząbki mocno pracowały, były zdrowe, siłę miały.

Wieczorami, no i z rana, ząbki myć kazała mama.

Jaś wykręcał się od tego, aż tu w końcu, dnia pewnego, już nic ugryźć nie potrafił,
bo ból ząbka chłopca trapił. Kiedy płaczu był Jaś bliski,  poszedł z mamą do dentysty.

Doktor zaplombował ząbka i uchylił wiedzy rąbka - W ząbku dziura się zrobiła,
bo dziecina go nie myła! Myj więc ząbki zuchu mały, by Cię nigdy nie bolały!

***

Spacer w deszczu


Dziś nie wyszedł Jaś na spacer, bo od rana niebo płacze. Lecą deszczu wielkie krople, cały świat za oknem moknie! Jaś przykleił nos do szyby i jest bardzo nieszczęśliwy, bo nie pójdzie na plac zabaw, z kolegami nie pogada! Po mieszkaniu  Jaś się snuje, niczym dziś się nie zajmuje. Próżno patrzą w jego stronę książki równo ustawione. Do zabawy są gotowe cztery autka prawie nowe, klocki, kredki, malowanki, dzwonki, trąbka i organki.  Są gotowe także misie, by zabawiać Jasia dzisiaj. Wyglądają wciąż z szuflady, lecz na Jasia nie ma rady!

Ja też chcę Jasiowi pomóc, bo z uporem siedzi w domu.

- Jasiu,  ja cię bardzo proszę, pelerynę włóż, kalosze i na spacer idź, jak co dzień.

Nie rozpuścisz się wszak w wodzie!

***


Kałużniacy


Kiedy pada, leje, siąpi, kiedy niebo słońca skąpi, kiedy drzewa tracą liście, to jest jesień oczywiście!
A kto lubi deszcz i słotę, gdy iść musi na piechotę? Gdy, co krok nowa kałuża z mgły na drodze się wynurza? Ja nie lubię, mój kot też, kiedy z nieba leje deszcz!
Więc siedzimy smutni w domu i nikt nam nie umie pomóc.
Ale wierzcie, są i tacy, bardzo dzielni Kałużniacy, co gdy zrobią się kałuże, wybiegają na podwórze. Deszczu wcale się nie boją, pod parasolem nie stoją. Wybierają te kałuże, co głębokie są i duże. Skaczą śmiejąc się   wesoło, woda pryska spod nóg wkoło.
Ciap, ciap, chlap, chlap, no i proszę, co potrafią ich kalosze!
Po zabawie Kałużniacy zabierają się do pracy, bo choć fajna ta przygoda,
to z ubrania kapie woda!


***


Wilk


Pewien Wilk, raczej ponury, jadał dotąd tylko kury. Aż tu nagle, dnia pewnego, postanowił coś nowego.

Wyjął rzeczy ze swej szafki, spodniom podwinął nogawki, włożył bluzę i skarpety.

Popatrz, Wilk z innej planety!  W tym ubraniu zachwyt budzi i wśród zwierząt, i wśród ludzi!

Śląc uśmiechy w różne strony, Wilk już pomysł ma szalony!

Do bajeczki się zakrada...Po to była maskarada! A że bal to, a nie knieja, więc udaje wodzireja!

Kogut, Świnka i Kapturek, co liliowy ma mundurek, tańczą do muzyki w koło, a Wilk myśli, marszczy czoło i  do tańca prosi Świnkę. Na jej widok łyka ślinkę.

Nie minęło minut sześć, a Wilk zdążył Świnkę zjeść!

Teraz na Kapturka pora. I z tym daniem się uporał, szybko wytarł brodę ścierką, wypił wody też wiaderko.

A na deser Kogut stary. Oj! brzuch boli, nie do wiary! Do szpitala na sygnale wieźli Wilka, by żył dalej.

Brzuch przecięty,  wyszła Świnka, potem Kogut i dziewczynka.

Lekarz zaszył brzuch Wilkowi, do rozmowy jest gotowy.

Wilku bury, będę srogi, źle wybierasz życia drogi! Zamiast mięsa i tłuszczyku, jedz warzywa rozbójniku! Jedz marchewki w szarym sosie, a nie różowiutkie prosię!

Po jedzeniu szoruj zęby,  by ozdobą były gęby!

Wilk ze wstydu uciekł w knieje. Nie wie nikt, co się z nim dzieje.

Ja nie tęsknię za nim wcale, wciąż omijam wszystkie bale!

***

Krasnalowa chatka


Krasnal razem z Krasnalową budowali chatkę nową. Z herbatników były ściany, waflem sufit wykładany. W ścianach piękne okiennice, a pod nimi trzy donice.

W tych donicach Krasnalowa słoneczniki ma hodować.

Dach z ciasteczek orzechowych, komin z rurek kakaowych. Domek pyszny, jak z obrazka! Krasnal z Krasnalową mlaska; ślinka cieknie im po brodzie, bo budują dom o głodzie! Nic nie zjedli na śniadanie, gdyż budowa to wyzwanie!

Minął dzień. Krasnali siły najzwyczajniej się skończyły…

Patrzy Krasnal, siedząc w kątku, na herbatnik w pierwszym rządku…

Nie wytrzymał! Wyrwał ciastko, schrupał i spokojnie zasnął. Krasnalowa z drugiej strony; chrup! herbatnik też zjedzony!

Rano budzą się Krasnale. Patrzą, chatki nie ma wcale! Jest stos ciastek i ciasteczek i orzeszka kawałeczek…

Teraz Krasnal z Krasnalową  znów budują chatkę nową. Wiedzą że, gdy ktoś buduje z muru cegły nie wyjmuje, bo zawali się dom cały przez okruszek taki mały!

***