Ilustracja: Marcin Piwowarski
Sen Marianny
Osiedle, na którym mieszka Marianna ze swoją rodziną, wielu ludzi nazywa Zwierzątkowem. Przyczyna jest prosta: prawie każda rodzina trzyma w mieszkaniu jakiegoś pupila, czyli zwierzę lub zwierzątko. Rano i wieczorem właściciele wyprowadzają na smyczach swoje psy, pieski i psiątka. Czasami zdarzy się też kot na smyczy, ale zwykle nie jest zadowolony z takiego spaceru. Koty bardzo lubią wolność i zawsze chodzą własnymi drogami. Psy to co innego. Uwielbiają spacery i smycz nie zawsze im przeszkadza, a gdy właściciel ją zdejmie, następuje eksplozja radości! Biegają jak oszalałe, skaczą, przynoszą rzucane przez właścicieli patyki, radośnie merdają ogonami.Obok psów i kotów, na osiedlowych balkonach, szczególnie latem, można zauważyć klatki z kolorowymi papużkami lub śpiewającymi kanarkami. Czasami dzieci na podwórko wynoszą swoje myszki, szczurki, chomiki, a nawet patyczaki zamknięte w specjalnych pudełkach z zielonymi gałązkami w środku. Wokół takiego dziecka ze zwierzątkiem od razu robi się wianuszek kochających stworzonka chłopców i dziewczynek. Każde z nich chce chociaż dotknąć futerka małego gryzonia lub spróbować odnaleźć patyczaka ukrytego wśród gałązek. Dzieci, które mają swoje zwierzątka, są bardzo dumne, bo przecież potrafią wspaniale o nie dbać! Gdyby było inaczej, z pewnością rodzice nie kupiliby im nawet malutkiej myszki.
Marianna należy do dzieci, które na razie o zwierzątku tylko marzą i wciąż proszą rodziców, by pozwolili im zaopiekować się jakimś małym stworzonkiem. Temat pieska, albo chociaż kotka, dziewczynka porusza przynajmniej dwa razy dziennie, najczęściej kiedy wszyscy razem siadają do stołu. Dlatego śniadania i kolacje zaczynają się od przeglądu osiedlowych koleżanek i kolegów, którzy już mają swojego pupila. Marianna ze szczegółami potrafi o każdym z nich opowiedzieć. Potem prezentuje postawę pełnej gotowości do zaopiekowania się stworzeniem. Zazwyczaj w tym momencie do głosu dochodzą rodzice, którzy mają swoje argumenty. Jakoś tak wciąż się składa, że Marianna nie radzi sobie z porządkiem w swoim pokoju; szczególnie nieznośne są lalki i misie, które zapominają wrócić na swoje półeczki po każdej zabawie. Leżą pod stołem, na balkonie, a nawet w łazience i czekają na chwilę, w której Marianna przypomni sobie o nich. Rodzice uważają, że jeśli ich córka nie potrafi jeszcze dbać o swoje zabawki, to nie będzie umiała zaopiekować się żywym pieskiem. Dziewczynka zupełnie tego nie rozumie, bo ma już sześć lat i doskonale wie, co psu do szczęścia jest potrzebne. Rodzice podkreślają też przy każdej okazji, że nie będą mogli uczestniczyć w opiece nad zwierzątkiem, bo przecież pracują i mają jeszcze małego Julka, który jako dwulatek wymaga stałej uwagi. Tego argumentu Marianna bardzo nie lubi. Gdy słyszy te słowa, wydaje jej się, że gdyby nie brat, to zwierzątko już dawno by z nią było. Oczywiście kocha swojego braciszka i cieszy się, że go ma. Może rzadko bawią się razem, ale Julek kocha tylko dryndy, czyli samochody, a Marianna niekoniecznie.
Po kolejnej kolacji, w czasie której nie udało się przekonać rodziców do przygarnięcia psa, Marianna powędrowała do swojego pokoju, by w samotności posmucić się i poużalać nad swoim losem. Zrezygnowała nawet z oglądania bajek. Powodem wyjątkowego smutku był fakt, że Kaja, jej najlepsza przyjaciółka z zerówki, dzisiaj ogłosiła wszystkim dzieciom i pani, że dostała psa, ratlerka, którym będzie się opiekować. Co prawda razem z bratem, ale brat zawsze woli grać w piłkę, bo ma już dziewięć lat, dlatego to ona będzie wyprowadzać pieska na spacery. Marianna westchnęła tylko i uciekła w marzenia.
Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Marianna zerwała się, by otworzyć. W progu stał tatuś z dużym kartonem, w którym ktoś wyciął spore otworki. Tata uśmiechnął się do córki, wszedł do salonu i poprosił, by spróbowała odgadnąć, co w owym kartonie się kryje. Dziewczynka wymieniła jednym tchem: telewizor, komputer, konsola… Aż nagle przyszło jej do głowy, że tam może być piesek lub kotek, bo po co byłyby otworki? Żywe stworzenia potrzebują dostępu powietrza! Tatuś chyba odgadł, co Marianna powie, bo szybko sam zapewnił, że nie jest to ani pies, ani kot. Ale Marianna była na dobrym tropie. W środku siedziało jakieś zwierzątko. Dziewczynka ze szczęścia cała drżała i pragnęła tylko jednego – by tata już otworzył pudło. No i stało się! Tata ostrożnie odchylił zamknięcie i Marianna na dnie kartonu zobaczyła coś bardzo dziwnego. Było tam zwierzę; nie duże, nie małe. Troszkę przestraszone zerkało w kierunku otworu, ale nie miało odwagi wyskoczyć. Było podłużne i bardzo przypominało dinozaura z książeczek, które stały na półce w pokoju dziewczynki. Marianna pytająco popatrzyła na tatusia. I wtedy dowiedziała się, że właśnie została właścicielką jaszczurki, która jest samiczką gekon. Teraz Marianna przypomniała sobie ubiegłoroczne wakacje nad morzem i chłopaka z identycznym gekonem. Dziewczynka nie skakała z radości, bo nie marzyła o gadzie, ale była zadowolona, że jutro pochwali się w zerówce, że i ona ma już swoje zwierzątko. Tymczasem gekonem zaopiekował się tata, a Marianna poszła przygotować się do snu.
Następnego dnia dziewczynka wstała bardzo wcześnie i zaraz pobiegła sprawdzić, co robi jej jaszczurka gekon. Gad spokojnie, z apetytem pałaszował jakiś dziwnie wyglądający pokarm. Marianna dobrą chwilę przyglądała się jaszczurce, myśląc o imieniu dla niej. Najbardziej odpowiednie okazało się imię Zuza, bo spodobało się także rodzicom. Po śniadaniu Zuza została w domu, a Marianna poszła do zerówki. Już w szatni pochwaliła się dzieciom swoim zwierzątkiem. Ten dzień minął tak szybko, że Marianna nawet nie zdążyła się pobawić, albo tak jej się zdawało. Zaraz po zajęciach wróciła do domu i wyprowadziła swoją jaszczurkę na spacer. Zuza dostała smycz, ale nie bardzo podobało jej się chodzenie tam, gdzie chciała Marianna. W końcu jaszczurka wylądowała na rękach swojej nowej pani. Kiedy dziewczynka doszła do placu zabaw, inne dzieci otoczyły ją kołem. Pytały, dotykały, przyglądały się, a może nawet zazdrościły? Ale po chwili wszystkie wróciły do przerwanej zabawy. Marianna, nieco zagubiona, stała na środku placu, a obok koleżanki bawiły się w berka. Ona także uwielbia biegać, ścigać się i gonić. Nie było to jednak możliwe z jaszczurką na rękach. Marianna weszła do ogrodzonej piaskownicy z ławeczkami. Było tam sporo małych dzieci i ich mamy. Dziewczynka położyła jaszczurkę na ławce obok jednej z mam i spytała, czy przez chwilkę popilnuje Zuzy. Pani zgodziła się, choć dość niechętnie. Nie wiedziała, czego się może spodziewać po gekonie, a przecież miała dwoje malutkich dzieci, którymi musiała się zajmować. Marianna nie czekała na zmianę decyzji; szybko ruszyła na placyk, rzucając „dziękuję” w pełnym biegu. Zadowolona dołączyła do dziewczynek. Zabawa rozpoczęła się od wyliczanki, po której berkiem została Kaja, właścicielka ratlerka. Berek trwał krótką chwilę, bo Kaja poszła do domu, by wyprowadzić pieska na spacer. Z dość sporej gromadki bawiących się dziewczynek, co chwilę któraś odchodziła, aż Marianna została sama. W tym momencie chłopcy grający w piłkę na małym boisku obok zjeżdżalni, ogłosili nabór na bramkarza. Karol, który dotąd stał na bramce, pobiegł do domu na podwieczorek. Marianna skorzystała z okazji i zajęła jego miejsce. Mecz był długi i trudny. Kiedy odgwizdano koniec, Marianna przypomniała sobie o jaszczurce. Biegła jak szalona do piaskownicy. Nie było już tam pani, którą prosiła o opiekę nad Zuzą, ani innych mam. Na ławce leżała jaszczurka, nie ruszała się wcale i wyglądała dziwnie. Marianna wzięła ją na ręce i poczuła, że to jest zwierzątko z plastiku. Krzyknęła z przerażenia i… obudziła się. Obok niej siedziała babcia, głaskała ją po głowie i zapewniała, że to był tylko zły sen. Marianna, wciąż przejęta, opowiadała babci, co jej się w tym śnie przytrafiło. Babcia wysłuchała opowieści, tuląc wnuczkę w ramionach. Raz jeszcze powtórzyła, że na szczęście ta przygoda spotkała Mariannę we śnie, a nie na jawie. A potem powiedziała bardzo krótki, ale bardzo mądry i ważny wierszyk.
– Wiesz, co wynika z tej historyjki?
Gdy ktoś zwierzątko posiada swoje,
musi pamiętać o nim bez przerwy,
bo nie jest sam już, lecz są we dwoje.
Marianna umie ten króciutki wierszyk na pamięć i chyba go rozumie, i wciąż czeka na wymarzonego pieska, albo chociaż kotka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz