Kiedy Jeremi z Mamusią wrócili do
domu ze szpitala, zaczęłam pisać bajeczkę, której głównym bohaterem był
oczywiście mój maleńki Wnuk. Wyobrażałam sobie jak wyglądały pierwsze godziny i
dni w zupełnie nowym dla Jeremiego miejscu, a w dniu odwiedzin , zwróciłam
uwagę na półeczkę z zabawkami Maluszka i do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
Pewnego
sierpniowego dnia Słonko szybciej niż kiedykolwiek wdrapało się na sam środek
błękitnego nieba. Tym pośpiechem zadziwiło wielu ludzi, którzy przystawali,
podnosili oczy ku górze i z niedowierzaniem kręcili głowami. – Jak to
Słonko szybko dzisiaj wstało? – Jak ten czas szybko leci? – mówili do
siebie. Tymczasem Słonko wspięło się tak wysoko, by zaspokoić swoją wielką
ciekawość. By zajrzeć przez okno do pewnego pokoju, w którym od wczoraj
mieszkał malutki, całkiem nowy chłopczyk. Słonko szybko odnalazło zielone
rolety i zajrzało swoimi złotymi promieniami do białego łóżeczka. Udało się!
Leżał tam maleńki, czarnowłosy chłopiec, nad którym, z uśmiechami na twarzach,
pochylali się Mama i Tata. Powitanie Słonka z maleństwem było bardzo radosne.
Promyczki delikatnie gładziły buźkę chłopczyka; jego śpiące oczka, nosek,
policzki i bródkę. Biegały po pokoju, by za chwilę zatrzymać się w białym
łóżeczku Jeremiego, bo tak miał na imię ten mały chłopczyk.
Słonko
odwiedzało Jeremiego każdego dnia i każdego dnia było mocno zdziwione, że
chłopczyk tak szybko rośnie. Gdy Jeremi spał, promyki Słonka delikatnie
głaskały jego główkę, gdy się budził, zabawiały maluszka puszczając słoneczne
„zajączki”. Najbardziej jednak lubiło siadać na krawędzi łóżeczka i opowiadać
ciekawe historie. O czym? Chcesz wiedzieć? Posłuchaj.
Co się zdarzyło na półce z zabawkami
Od samego
rana na półce z zabawkami panował wielki bałagan i hałas. Zajączek Zenek
krzyczał na Owieczkę Oleńkę, bo wpychała się na jego miejsce. Owieczka
próbowała coś wyjaśnić, ale Zając zatykał łapkami uszy i nie chciał jej słuchać.
Śpiewał przy tym głośno: – Trala la, trala la, zrobiła się tu heca! W całym pokoju słychać było jak mocno bije
serduszko Owieczki. Oleńka była bliska płaczu, bo nie mogła wytłumaczyć
Zającowi dlaczego jest tak ciasno i głośno. A to była wina nowych zabawek,
które wprowadziły się na półkę. Był wśród nich gruby, fioletowy Hipopotam,
zwinna zielona Żabka, Pszczółka Maja, Biedronka Bolek i Żuczek Żaneta.
Hipopotam Heniek zajmował bardzo dużo miejsca. Był przy tym wyjątkowo
nieuważny. Nie zauważył, że siadając przygniótł udko Żabce Zosi. Żabka głośno
krzyknęła: – Ojej, to boli! – i z trudem wyciągnęła nogę spod Heńka. Olbrzym
nie przeprosił, choć poczuł jak ucieka mu „poduszeczka”z żabiego udka.
– Och,
jaki gbur z tego Heńka – westchnęła Owieczka. Słysząc to, Pszczółka
postanowiła stanąć w obronie Żabki i już, już zamierzała wbić żądło w
Hipopotamowy brzuch, gdy pojawiła się Mama. Zdjęła z półki wszystkie zabawki i
ułożyła je jak należy. Pierwszy swoje miejsce zajął Zajączek, a zaraz za nim
biała Owieczka. Potem na półce pojawił się kosz. Mama wyznaczyła w nim miejsce
dla każdego zwierzątka. I zaraz okazało się, że wszystkim jest wygodnie.
Zajączek przestał śpiewać swoją piosenkę i zawstydzony zasłonił oczy długimi
uszami. W tym momencie chciał zapaść się, albo lepiej spaść z półki. Był
przecież taki niemiły dla Owieczki. Na szczęście Oleńka uśmiechnęła się do niego
i powiedziała: – Już się nie gniewam. Wtedy Zajączek podniósł uszy do góry i
pięknie przeprosił Oleńkę za swoje zachowanie. Po chwili rozległ się ich wesoły
śpiew: – Trala la, trala la, skończyła się już heca! Do chóru przyłączały się
kolejno inne zwierzątka. Tylko Hipopotam nie śpiewał. Był bardzo zawstydzony.
Wreszcie zdobył się na odwagę i przeprosił Żabkę. Zaraz potem odetchnął z ulgą.
Na półeczce zapanował porządek i zgoda. Wszystkie zwierzątka odtąd bardzo się
lubiły i uważały, by nikomu nie robić krzywdy. Wracając na półkę od małego
chłopczyka, z którym bardzo lubiły się bawić, zawsze zajmowały swoje miejsca.
A wieczorem
cichutko opowiadały o zabawach z Jeremim, bo tak miał na imię ten mały
chłopczyk.
Pewnego dnia
Rodzice Jeremiego kupili ochraniacz do łóżeczka Synka, by Maluszek był
bezpieczny, gdy stanie się bardziej ruchliwy. I tak powstała kolejna z bajeczek
babci Elżbiety.
W Jeremkowym łóżeczku
Jeremi spał
otulony swoim ulubionym, niebieskim kocykiem. Tymczasem w jego łóżeczku działo
się coś dziwnego. Przyszły tam różne zwierzątka. Siedziały przy szczebelkach i
z ciekawością przyglądały się śpiącemu chłopczykowi. Wiedziały, że znalazły się
w łóżeczku po to, by opiekować się maleństwem. Wkrótce zaczęła się cicha
rozmowa. Pierwszy odezwał się Lew Leon: – Jestem najsilniejszy! –To ja będę
bronił Jeremiego! powiedział krótko. Pozostałe zwierzątka spojrzały zdziwione
na Leona. – Jak to? – zapytała Rybka Rozalka. – Ja też potrafię opiekować się
małymi chłopcami – zapewniła i machając ogonkiem podpłynęła bliżej Jeremiego.
Chciała być blisko, by w razie czego pokazać swoje umiejętności. Zaraz po
Rybce, nieco zdenerwowana, zakwakała Kaczuszka Kazia: – Kwa, kwa, co to, to
nie! – Nie pozwolę, by tylko Leon był opiekunem! – Ja też doskonale potrafię
zajmować się dziećmi! – Wychowałam ich całą gromadkę! – pochwaliła się Kazia.
Tymczasem Małpka Fika podrapała się po główce. Nie rzekła ani słowa, ale
zaczęła robić małpie figle; skoki, salta i przewroty. Nikt tego głośno nie
powiedział, każdy jednak pomyślał, że Fika nadaje się na opiekunkę. Może nawet
bardziej niż inni? Zwierzątka popatrzyły po sobie i zauważyły, że jeszcze Wilk
Zenek i Wielbłąd Garbek nic nie powiedzieli, ani nie pokazali. Może dlatego, że
nie potrafili pochwalić się czymkolwiek. Ale i oni bardzo chcieli opiekować się
Jeremim. Mówiły o tym ich pełne troski spojrzenia, skierowane na śpiącego
chłopczyka. Tymczasem Lew, który do tej pory przysłuchiwał się rozmowie
zwierząt, ryknął nieco głośniej, by zwrócić na siebie uwagę: – Mówcie sobie co
chcecie, jestem najsilniejszy i to ja o wszystkim zdecyduję! Ale nikt nie
przejął się słowami Leona. Zwierzątka zaczęły kłótnię; kwakały, szczekały,
ryczały i piszczały. W łóżeczku zapanował nieopisany hałas.
I wtedy, na
szczęście zjawiła się Mama. Cichutko, by nie obudzić synka zapytała: – O co ta
kłótnia? Pierwszy zabrał głos Leon: – Wszyscy chcą bronić Jeremiego, a tylko ja
się do tego nadaję, bo jestem bardzo silny! – powiedział i naprężył swoje
mięśnie, by nie było żadnych wątpliwości. – A przed czym będziesz bronił mojego
synka?- zapytała zaciekawiona Mama. Lew przez dłuższą chwilę nie potrafił
odpowiedzieć, choć bardzo chciał powiedzieć cokolwiek. Mama uśmiechnęła się i
wyjaśniła: – Dla Jeremiego niebezpieczne są szczebelki w łóżeczku, ale z nimi
nie trzeba walczyć! –Trzeba tylko uważać, by nie uderzył o nie w główką, a
przed tym chronią miękkie poduszeczki, na których namalowano was. Zwierzątka
dopiero teraz zauważyły, że siedzą na poduszeczkach. Popatrzyły na siebie nieco
zawstydzone. Ale trwało to tylko minutkę, po której wszystkim wrócił dobry
nastrój. Kiedy Jeremi się obudził, od razu zauważył kolorowe zwierzątka. Bardzo
mu się spodobały. Chłopczyk uśmiechał się do każdego z nich. A wieczorem Jeremi
i Leon odbyli długą rozmowę. O czym rozmawiali? Nikt tego nie wie. To zostanie
tajemnicą Jeremiego i najodważniejszego ze zwierząt Lwa Leona.
Po
obejrzeniu filmiku nakręconego przez Damiana, na którym Jeremi zaśmiewał się z
wizerunku misia koali na bluzeczce, postanowiłam napisać taką oto, troszkę
śmieszną, a troszkę pouczającą bajeczkę. W końcu jestem z wykształcenia
pedagogiem.
Miś Koala z białej komody
Od samego
rana wszyscy mieszkańcy komodowej szuflady zauważyli, że Koala zachowuje się
bardzo dziwnie. Mieszkał w tym miejscu od niedawna i jak dotąd był miły, i
zwykle uczynny. Ale tak było do wczorajszego wieczoru. Rano, ku zaskoczeniu sąsiadów,
pokazał się z zupełnie innej strony. Co nie znaczy, że tym razem pokazał
swoje plecy, tylko po prostu zachowywał się zupełnie inaczej.
Wszystko
zaczęło się od pana Samochodzika, który poprosił Koalę, by pomógł mu wyjechać z
garażu. Spieszył się bardzo, bo był umówiony z Żyrafą. A tu pech! Silnik ani
myślał zapalić. Niestety, Koala ani myślał pomagać. W odpowiedzi na prośbę wzruszył
tylko ramionami i wymachując teczką ruszył przed siebie. Nie odpowiadał na
pozdrowienia, na nikogo nie patrzył, niósł swoją głowę prawie w chmurach. W
takiej sytuacji pan Samochodzik musiał poradzić sobie sam, co mu się zresztą
udało, choć minęło sporo czasu nim zabrał Żyrafę na umówioną przejażdżkę.
Tymczasem
rodzina Króliczków od rana zajmowała się tym, co lubi najbardziej. Zaraz po
śniadaniu cała gromadka zaczęła zabawę w berka. Króliczki bawiły się wesoło,
gdy nagle spostrzegły Koalę. Wszystkie chórem krzyknęły: – Dzień dobry! - Zapraszamy do zabawy! Ale Koala nawet nie
popatrzył w ich stronę. Zebra, która przyglądała się całej sytuacji, ze
zdziwienia nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
Wieczorem
wszyscy mieszkańcy komodowej szuflady spotkali się na herbatce. Prawie wszyscy.
Nie było z nimi Koali. – Co się stało z naszym Misiem? – zapytał Królik, bo
wciąż jeszcze był zadziwiony zachowaniem miłego, jak dotąd, sąsiada. I wtedy
odezwała się Żyrafa – Myślę, że Koala jest dumny, a może
nawet zarozumiały! Wczoraj wieczorem – ciągnęła Żyrafa - spotkaliśmy się z
małym chłopcem, któremu Koala spodobał się tak bardzo, że jego rodzice
nakręcili film. Koala został aktorem! Dlatego nie chce się już z nami bawić,
ani pomagać, ani pić wieczornej herbatki i miło rozmawiać – zakończyła cicho
Żyrafa. – No to wszystko jasne! –
smutnym głosem powiedział pan Samochodzik.
Mijały
kolejne dni. Mieszkańcy komodowej szuflady zajęci swoimi sprawami, nie zwracali
już uwagi na Misia Koalę. Aż do pewnego dnia, gdy jak zwykle spotkali się
wieczorem, pan Samochodzik miał wszystkim coś do powiedzenia. Okazało się, że całkiem przypadkowo rozmawiał z Koalę. Miś był bardzo smutny i chciał nawet przyjść na wieczorną
herbatkę. Niestety, było to niemożliwe, bo musiał się przenieść do innej szuflady,
w której będzie czekał na nowego chłopczyka. Bluzeczka, na której mieszkał,
okazała się już za mała na Jeremiego. W nowej szufladzie było dość smuto, bo
mieszkały w niej wszystkie za małe ubranka. A wśród nich zielona bluzeczka z
Misiem Koalą, który kiedyś był aktorem.
Wizyty
Jeremiego w naszym, dziadków mieszkaniu łączyły się od początku z
"izolowaniem" kotki Fiery od Maluszka. Niestety, nie możemy ufać
kotce, która ma na sumieniu to i owo.
Koci, koci łapki
– Koci, koci łapki… – śpiewała babcia swojemu
malutkiemu wnukowi Jeremiemu, który odwiedził ją z rodzicami. Chłopczyk słyszał
już kiedyś tę piosenkę, choć wydawało mu się, że brzmiała troszkę inaczej.
Ponieważ nie potrafił jeszcze mówić, tylko o tym pomyślał. W końcu
wyszło na to, że piosenka i tak bardzo mu się podoba. Uśmiechał się szeroko,
gdy babcia rytmicznie klaskała jego rączkami śpiewając - Koci, koci łapci,
pojedziem do babci, babcia da nam kaszki, a dziadek okraski. W trakcie zabawy, od czasu do czasu zza zamkniętych drzwi
dobiegało głośne miauczenie. Babcia jednak nie zwracała na to uwagi.
Pod drzwiami
siedziała czarno-biała kotka. Była bardzo niezadowolona, bo nie lubiła, gdy
ktoś zamykał drzwi od jej pokoju. Bo przecież, wszystkie pokoje w tym
mieszkaniu należały do niej. Tylko nie wszyscy o tym dokładnie wiedzieli, a może nie
wszyscy chcieli się z tym pogodzić? Gdy nie udało się kotce wymóc otwarcia
drzwi, obrażona poszła do innego pokoju, w którym czasami przebywał dziadek
Jeremiego. Kotka godziła się na to, bo to ona zajmowała najwygodniejszy fotel,
a dziadek jej na to pozwalał bez żadnych protestów. Kotka położyła się wygodnie i
nasłuchiwała, co też dzieje się w pozostałej części mieszkania.
Gdy wreszcie
otworzyły się drzwi i Jeremi z babcią poszli do kuchni, kotka natychmiast
pobiegła sprawdzić, co się dzieje w zamkniętym dotąd pokoju. A w nim, na samym
środku, stało coś zupełnie nieznanego, coś nowego, coś bardzo dziwnego i bardzo
ciekawego. Kotka obwąchała ten nowy mebel, który był łóżeczkiem Jeremiego, i
niewiele myśląc zgrabnie wskoczyła do środka. Znalazła mięciutką kołderkę,
zwinęła się na niej w kłębuszek i zasnęła. Miała nadzieję, że wkrótce do łóżeczka wróci
Jeremi i wtedy uda jej się zapoznać z malutkim chłopczykiem. Wcześniej kilka razy próbowała
zbliżyć się do niego, ale za każdym razem ktoś odpędzał ją głośnym krzykiem lub
tupnięciem. A ona nie miała przecież złych zamiarów wobec Jeremiego, chciała
tylko poznać jego zapach i może troszkę poocierać się, bądź polizać maluszka.
Była zdziwiona, dlaczego ludzie nie pozwalają jej na to? Pamiętała, że czasami
zdarzyło jej się zrobić komuś krzywdę, ale nigdy bez powodu. Kiedy mały
szczeniaczek wszedł na jej terytorium zareagowała ostro i drapnęła go pazurem. –
Niech wie, że nie wolno mu wchodzić do mojego mieszkania! – tłumaczyła się w
myślach. Kilka razy ugryzła pana domu, bo nie chciał się z nią bawić, albo nie
podał jej jedzenia. Nie lubiła gdy ktoś czyścił jej uszy lub wpychał do
pyszczka tabletki. I w takich sytuacjach też by drapała lub gryzła, gdyby nie
to, że była zawinięta w kocyk i nie mogła swobodnie ruszać łapkami.
Po pewnym
czasie zmęczony Jeremi wrócił z babcią do pokoju, bo przyszła pora jego drzemki. Babcia już, już chciała położyć wnuka w łóżeczku, a tu niespodzianka! Łóżeczko zajęte. Babcia uśmiechnęła się tylko i
pokazała Jeremiemu zwierzątko, które zajęło jego miejsce. Przebudzona kotka niechętnie
wyskoczyła na zewnątrz i ruszyła w stronę drzwi. Była niezadowolona, że tak
raptownie przerwano jej drzemkę, bo miała piękny sen. Śniła jej się miseczka
pełna ulubionego jedzenia, dlatego od razu poszła do kuchni sprawdzić, czy to na pewno
był tylko sen. Na chwilę pogodziła się z faktem, że w nowym, wygodnym mebelku
teraz będzie spał Jeremi. Ale tylko na chwilę.
Z pokoju
znów zaczęło dobiegać babcine "Koci, koci łapci" i radosny śmiech Jeremiego. – To
nie koci, koci tylko kosi, kosi! – oburzyła się w myślach kotka.