Jeszcze troszkę podwórkowej poezji ( wielki uśmiech). Zaczęło się podobnie jak już w innym wierszyku, ale potem potoczyło się inaczej, mniej skomplikowanie, bardziej dla dziecka. Może tak?
Na łańcuchu koło budy
leżał w słońcu kundel rudy.
Zerkał pół otwartym okiem,
co się działo tuż pod bokiem.
A że działo się niewiele
w dzień powszedni i w niedzielę,
kundel ziewał rozespany
i snuł w głowie piękne plany.
Zdjąć zamierzał ze swej szyi
łańcuch, co mu nałożyli.
Nie oglądać kur i kaczek,
bo nie lubił ich pies raczej.
Marzył sobie o spacerach,
których wcale nie miał teraz,
o zabawach z kolegami...
Leżał, marzył godzinami...
Kto chciał, mógł wejść na podwórko;
przez płot, albo śmiało furtką.
Nie ujadał pies, nie szczekał,
nawet gdy nie znał człowieka.
Pan pomyślał w końcu sobie:
"Co ja biedny z tym psem zrobię?
Nie ma wyjścia, trudna rada,
znów psa szukać mi wypada!"
Wkrótce inny kundel bury
spod budy szczekał na kury.
No a stary, w życiu nowym,
stał się pieskiem kanapowym.
Leżał znów całymi dniami,
marzył, zwłaszcza wieczorami,
by... podwórka strzec przy budzie.
Co za pies? Powiedzcie ludzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz