niedziela, 21 października 2012

Kasztankowa rodzina

Jesień, dywany z kolorowych liści, kasztany i żołędzie  leżące gęsto na pożółkłej trawie i wspomnienie z dzieciństwa, kiedy kasztanowe ludziki były cudowną zabawką...Zawsze otulałam je gałgankami, by było im ciepło...cieplej niż małej Elżuni...



Odchodziło lato, spadały kasztany,
każdy brązowiutki, jak pomalowany.
Nazbierać ich chcieli chłopcy jak najwięcej,
zapełnili całe kieszonki i ręce.

Potem w domu chłopcy, po namyśle chwili,
kasztanowe kulki z sobą połączyli.
Jest mama, jest tata i jest dzieci dwoje...
 Rodzinka dostała też mieszkanie swoje.

Mieszkają przy oknie ludki kasztankowe;
mają w  saloniku meble całkiem nowe.
Patrzą jak za szybą drzewa się czerwienią,
jak liście wiatr zrywa deszczową  jesienią.

A na parapecie sucho jest i miło...
Niestety, tak pięknie to do wczoraj było,
bo dzisiaj wieczorem, całkiem niespodzianie,
odwiedził ktoś wielki  malutkie mieszkanie.

Ludki kasztankowe wytrzeszczały oczy,
kiedy na parapet czarny kocur wskoczył.
Nie zważając na nic rozsiadł się wygodnie,
nim zasnął, pomruczał pod nosem łagodnie. 

Tymczasem rodzina kasztankowa cała,
w kąciku przy oknie ze strachu truchlała.
Wszystkie meble spadły na podłogę z góry,
zostały z nich tylko  patyki i wióry.

A kot spał spokojnie godzin chyba cztery;
bo takie po prostu są kocie  maniery.
Kiedy biedne ludki już uciekać chciały,
 kocur się obudził i wyciągnął cały.

Zaraz też zeskoczył z parapetu zgrabnie,
poszedł gdzieś... a dokąd, tego nikt nie zgadnie.
Kasztankowe ludki odtąd bezustannie,
bały się, że kocur znowu do nich wpadnie.

Spakowano rzeczy i w dogodnej chwili
parapet okienny wszyscy opuścili.
Przygarnij, gdy spotkasz ludziki z kasztanków,
bo się boją śniegu i mroźnych poranków.


Odchodziło lato, spadały kasztany,
każdy brązowiutki, jak pomalowany.
Nazbierać ich chcieli chłopcy jak najwięcej,
zapełnili całe kieszonki i ręce.
A już w domu malcy, po namyśle chwili,
kasztanowe kulki z sobą połączyli.
Jest mama, jest tata i jest dzieci dwoje...
Rodzinka niebawem trafiła na swoje.
Mieszkają przy oknie ludki kasztankowe;
mają w saloniku meble całkiem nowe.
Patrzą jak za szybą drzewa się czerwienią,
jak liście wiatr zrywa deszczową jesienią.
A na parapecie sucho jest i miło...
Niestety, tak pięknie to do wczoraj było,
bo dzisiaj wieczorem, całkiem niespodzianie,
odwiedził ktoś wielki malutkie mieszkanie.
Ludki kasztankowe wytrzeszczały oczy,
kiedy na parapet czarny kocur wskoczył.
Nie zważając na nic rozsiadł się wygodnie,
nim zasnął, pomruczał nawet dość pogodnie.
Tymczasem rodzina kasztankowa cała,
w kąciku przy oknie ze strachu truchlała.
Wszystkie meble spadły na podłogę z góry,
zostały z nich tylko zapałki i wióry.
A kot spał spokojnie godzin chyba cztery;
bo takie, po prostu, są kocie maniery.
Kiedy biedne ludki już uciekać chciały,
kocur się przebudził i wyciągnął cały...
Zaraz też zeskoczył z parapetu zgrabnie,
poszedł gdzieś... a dokąd, tego nikt nie zgadnie.
Kasztankowe ludki odtąd bezustannie,
bały się, że kocur znowu do nich wpadnie.
Spakowano rzeczy i w dogodnej chwili
parapet okienny wszyscy opuścili.
Przygarnij, gdy spotkasz ludziki z kasztanków,
bo się boją śniegu i mroźnych poranków.
...😊



1 komentarz: