W pokoju babci stała wielka,
sosnowa szafa. Zajmowała całą ścianę. Była szeroka i głęboka, co
znaczyło, że można w niej zmieścić bardzo dużo rzeczy. Na szafie babcia
ustawiła paprocie w doniczkach i wazony, do których od czasu do czasu
wkładała kwiaty lub gałęzie. Kwiaty były zwykle darowane przez
bliskich. Gałęzie pochodziły ze ścinanych w okolicy krzewów. Babcia
uważała, że szkoda marnować pięknych roślin, ale panowie z sekatorami,
czyli specjalnymi nożycami do cięcia gałęzi uważali inaczej. Co jakiś
czas przycinali rośliny, a babcia przynosiła gałęzie do domu i układała
je w wazonach. Czasami pochodziły z krzewów akacji i wtedy dom
przepełniony był cudownym zapachem.
Szafą nikt się specjalnie nie interesował. Także Marysia odwiedzając babcię po zajęciach w przedszkolu, nie zwracała na ten wielki mebel uwagi. Czasami tylko ktoś wyjmował lub wkładał do szafy pościel. I tak było aż do dnia, w którym wydarzyło się coś niezwykłego.
Po wyczerpującej zabawie w berka z dziećmi w parku i zjedzeniu obiadu, Marysia czuła się trochę zmęczona. Wzięła swoją poduszkę i położyła się na łóżku w pokoju babci. Spała kilka dobrych godzin. Gdy się obudziła, ze zdziwienia przecierała oczy. W sześciu oknach znajdujących się w drzwiach wielkiej szafy, widać było postaci sześciu różnych dzikich zwierząt. Marysia zamykała i otwierała oczy, by upewnić się, że to nie jest sen. Ale to była prawda! W szafie zamieszkały zwierzęta! Na samej górze, po lewej stronie Marysia zobaczyła Lwa. Miał rozwichrzoną grzywę, otwartą paszczę, w której lśniły wielkie białe zęby i ostre kły. Piętro niżej mieszkała Zebra cała w czarno – białe paski. Uśmiechała się dobrotliwie pokazując swoje równe, zupełnie niegroźne zęby. Marysia zaraz to dostrzegła i odwzajemniła uśmiech. Na parterze po lewej stronie szafy mieszkał Słoń. Jego trąba wiła się na zewnątrz okna. Słoń sprytnie przytrzymywał jej końcem czerwone jabłko. Marysia zastanawiała się przez chwilę czy słonie jedzą jabłka, czy służą im one tylko do zabawy. Pobiegła nawet zapytać o to babcię. Babcia nieco zdziwiona pytaniem, zajrzała do książki o zwierzętach i powiedziała: — Jest tu napisane, że słonie jedzą owoce, więc pewno jabłka też są ich przysmakiem.
Marysia podziękowała babci i wróciła do pokoju, by poznać kolejnych mieszkańców szafy. Po prawej stronie , na samej górze dziewczynka zobaczyła wesołą Małpkę. Wisiała na grubej lianie i uśmiechała się figlarnie. Marysia zauważyła, że ogonek Małpki owinięty jest wokół żółtego banana. Zaraz przypomniała sobie jak małpy w ZOO sprytnie obierały banany ze skóry i zjadały je z wielkim apetytem.
Razem z Marysią Małpkę obserwowała Żyrafa mieszkająca piętro niżej. Jej długa szyja pozwalała zajrzeć do okna Małpki. Żyrafa przeżuwała jakieś liście i zabawnie poruszała przy tym uszami. Przez moment Marysia miała wrażenie, że są to liście akacji, której gałęzie stały w wazonie na wielkiej szafie. Ale nie miała pewności czy mimo długiej szyi Żyrafa sięgnęłaby tak wysoko. Najniżej po prawej stronie szafy mieszkał Krokodyl. Wylegiwał się leniwie na parapecie swojego okna z lekko otwartą paszczą, w której widać było ostre, trójkątne zęby.
Marysia jeszcze raz popatrzyła na nowych lokatorów szafy i uśmiechnęła się do wszystkich serdecznie, bo bardzo cieszyła się z ich obecności.
Tymczasem zwierzęta rozglądały się ciekawie wokół i wkrótce każde z nich spostrzegło swoich sąsiadów. Na widok innych zwierząt pierwszy odezwał się Lew. Zaryczał groźnie i pokazał wszystkim nie tylko swoje ostre kły, ale też ogromne pazury.
— Uwaga! — ryknął — mówi do was Lew! Król Lew! Jestem tutaj najważniejszy! — zakończył swoje krótkie wystąpienie.
Zebra, która mieszkała tuż pod Lwem, przestała się uśmiechać i uciekła w głąb pokoju. Ze strachu nawet się nie przedstawiła. Słoń za to zachował spokój. Był przecież największym zwierzęciem, dlaczego więc miałby się kogokolwiek bać? By zaznaczyć swoją obecność zatrąbił głośno i przeciągle, a potem powiedział:
— Jestem Słoniem. Jestem wielki m Słoniem! A do tego mam najwspanialszą na świecie trąbę i jeszcze wspanialsze ciosy! To ja jestem tutaj najważniejszy! — przekonywał innych.
Po tych słowach podniósł wysoko trąbę, z której jak z fontanny wyleciały strumienie wody. Zaskoczona Marysia nie zdążyła uciec. Była cała mokra i trochę zła, że Słoń nie uprzedził o swoich zamiarach. W tym momencie rozległy się brawa. To klaskała wesoła Małpka sprytnie przytrzymując się liany samymi nogami. W ten sposób zwróciła na siebie uwagę pozostałych zwierząt. Zaraz też z wielką zwinnością wykręciła w powietrzu fikołka i skoczyła na parapet. Była z siebie tak zadowolona, że przez długą chwilę radośnie piszczała. Marysia odruchowo zatkała uszy, bo małpi krzyk był strasznie głośny. Zaraz po nim Małpka zaczerpnęła powietrza i powiedziała:
— Jestem bardzo sprytną Małpką. Potrafię robić tak wiele rzeczy, że to ja jestem najważniejsza!
Słowa małej Małpki zdenerwowały Lwa. Chciał już przypomnieć o swojej sile, ale głos zabrała Żyrafa.
— Phiii, myślałby kto, że taka mała Małpka może być najważniejsza! Najważniejsza jestem ja, bo mam najdłuższą szyję! — wyjaśniła.
W tym momencie obudził się Krokodyl. Słysząc przechwałki Żyrafy doszedł do wniosku, że warto coś dobrego powiedzieć o sobie.
— To ja, Krokodyl! — krzyknął głośno, by wszyscy go usłyszeli.
— Mam wspaniałe i mocne zęby. Mogę nimi gryźć najtwardsze rzeczy!— pochwalił się i by nie być gołosłownym, szeroko otworzył paszczę.
Nie doczekawszy się zachwytów; żadnych ochów ani achów lub chociażby gromkich braw, zapytał: — Kto mi nie wierzy?
Oczywiście wszystkie zwierzęta uwierzyły Krokodylowi na słowo. Nikt nie chciał sprawdzać na sobie możliwości jego paszczy. Ale wystąpienie Krokodyla jeszcze bardziej rozzłościło Lwa. Króla Lwa.
— Co ty pleciesz? — zaryczał — To ja mam najmocniejsze zęby i jestem najsilniejszy z was!
Po tych słowach natychmiast odezwał się Słoń:
— Najsilniejszy to jestem ja! Widzieliście ile drewnianych bali potrafię unieść? Możemy się siłować! — zaproponował.
Lew jednak nie chciał nic dźwigać, bo nigdy tego nie robił i uważał, że nie jest mu to do niczego potrzebne. Wtedy do kłótni wtrącił się Krokodyl. Krzyczał, że i tak on jest najsilniejszy i świetnie pływa, i nikt mu nie dorówna. Zaraz swoje trzy grosze wtrąciła Małpka. Wykrzyczała, że ona wszystkich siłaczy pokona fikołkami. I w ten sposób kłótnia o to, kto jest najważniejszy i najsilniejszy rozpętała się na dobre! Zwierzęta przekrzykiwały się wzajemnie. Jedne chwaliły się siłą, inne zwinnością, a jeszcze inne straszyły swoimi ostrymi zębami lub wyśmiewały i obrażały sąsiadów. I nie wiadomo do czego by doszło, gdyby nie Zebra. Nieśmiało wychyliła się ze swojego okna i powiedziała:
— Hej! To ja, Zebra . Chciałam się przedstawić!
Zwierzęta zamilkły na chwilę i skierowały wzrok w okno Zebry, a ta coraz śmielej mówiła dalej.
— Nie jestem silna, nie mam ostrych zębów, nie umiem wspinać się na drzewa, nie mam długiej szyi ani wspaniałej trąby. Kiedy się boję uciekam i to wychodzi mi najlepiej. I nie lubię się kłócić — zapewniła.
Zwierzęta nie spuszczały wzroku z Zebry, która mówiła dalej:
— Wiem, że każdy z was jest wspaniały; Lew ma piękną grzywę, Słoń ogromne uszy i niezwykłą trąbę, Małpka zwinny ogonek, Żyrafa długą szyję, Krokodyl piękną skórę. Niektórzy są silni, inni sprytni, a jeszcze inni pracowici. Ale są też leniwi i kłótliwi. Każdy jest inny — mądrze zauważyła.
— Mimo tych różnic, jeśli dobrze się poznamy, to na pewno uda nam się w zgodzie mieszkać w babcinej szafie — powiedziała z nadzieją Zebra.
W pokoju panowała cisza. Zwierzęta były chyba troszkę zawstydzone swoim zachowaniem, bo przechwalały się, straszyły wzajemnie, kłóciły, wyśmiewały z innych. Wreszcie ciszę, która stała się już dla wszystkich niemiła, przerwała Małpka głośnymi oklaskami i okrzykiem: — Niech żyje Zebra!
Pozostałe zwierzęta kolejno włączały się do wiwatów i okrzyków na cześć Zebry. To ona okazała się najmądrzejszą, a może i najważniejszą z nich. Uradowany tym wszystkim, co się wydarzyło Słoń, znowu wystawił przez okno trąbę i na pokój poleciały strugi wody niczym z fontanny. Marysia po raz kolejny nie zdążyła uciec. Była cała mokra, ale tym razem wcale jej to nie przeszkadzało.
Szafą nikt się specjalnie nie interesował. Także Marysia odwiedzając babcię po zajęciach w przedszkolu, nie zwracała na ten wielki mebel uwagi. Czasami tylko ktoś wyjmował lub wkładał do szafy pościel. I tak było aż do dnia, w którym wydarzyło się coś niezwykłego.
Po wyczerpującej zabawie w berka z dziećmi w parku i zjedzeniu obiadu, Marysia czuła się trochę zmęczona. Wzięła swoją poduszkę i położyła się na łóżku w pokoju babci. Spała kilka dobrych godzin. Gdy się obudziła, ze zdziwienia przecierała oczy. W sześciu oknach znajdujących się w drzwiach wielkiej szafy, widać było postaci sześciu różnych dzikich zwierząt. Marysia zamykała i otwierała oczy, by upewnić się, że to nie jest sen. Ale to była prawda! W szafie zamieszkały zwierzęta! Na samej górze, po lewej stronie Marysia zobaczyła Lwa. Miał rozwichrzoną grzywę, otwartą paszczę, w której lśniły wielkie białe zęby i ostre kły. Piętro niżej mieszkała Zebra cała w czarno – białe paski. Uśmiechała się dobrotliwie pokazując swoje równe, zupełnie niegroźne zęby. Marysia zaraz to dostrzegła i odwzajemniła uśmiech. Na parterze po lewej stronie szafy mieszkał Słoń. Jego trąba wiła się na zewnątrz okna. Słoń sprytnie przytrzymywał jej końcem czerwone jabłko. Marysia zastanawiała się przez chwilę czy słonie jedzą jabłka, czy służą im one tylko do zabawy. Pobiegła nawet zapytać o to babcię. Babcia nieco zdziwiona pytaniem, zajrzała do książki o zwierzętach i powiedziała: — Jest tu napisane, że słonie jedzą owoce, więc pewno jabłka też są ich przysmakiem.
Marysia podziękowała babci i wróciła do pokoju, by poznać kolejnych mieszkańców szafy. Po prawej stronie , na samej górze dziewczynka zobaczyła wesołą Małpkę. Wisiała na grubej lianie i uśmiechała się figlarnie. Marysia zauważyła, że ogonek Małpki owinięty jest wokół żółtego banana. Zaraz przypomniała sobie jak małpy w ZOO sprytnie obierały banany ze skóry i zjadały je z wielkim apetytem.
Razem z Marysią Małpkę obserwowała Żyrafa mieszkająca piętro niżej. Jej długa szyja pozwalała zajrzeć do okna Małpki. Żyrafa przeżuwała jakieś liście i zabawnie poruszała przy tym uszami. Przez moment Marysia miała wrażenie, że są to liście akacji, której gałęzie stały w wazonie na wielkiej szafie. Ale nie miała pewności czy mimo długiej szyi Żyrafa sięgnęłaby tak wysoko. Najniżej po prawej stronie szafy mieszkał Krokodyl. Wylegiwał się leniwie na parapecie swojego okna z lekko otwartą paszczą, w której widać było ostre, trójkątne zęby.
Marysia jeszcze raz popatrzyła na nowych lokatorów szafy i uśmiechnęła się do wszystkich serdecznie, bo bardzo cieszyła się z ich obecności.
Tymczasem zwierzęta rozglądały się ciekawie wokół i wkrótce każde z nich spostrzegło swoich sąsiadów. Na widok innych zwierząt pierwszy odezwał się Lew. Zaryczał groźnie i pokazał wszystkim nie tylko swoje ostre kły, ale też ogromne pazury.
— Uwaga! — ryknął — mówi do was Lew! Król Lew! Jestem tutaj najważniejszy! — zakończył swoje krótkie wystąpienie.
Zebra, która mieszkała tuż pod Lwem, przestała się uśmiechać i uciekła w głąb pokoju. Ze strachu nawet się nie przedstawiła. Słoń za to zachował spokój. Był przecież największym zwierzęciem, dlaczego więc miałby się kogokolwiek bać? By zaznaczyć swoją obecność zatrąbił głośno i przeciągle, a potem powiedział:
— Jestem Słoniem. Jestem wielki m Słoniem! A do tego mam najwspanialszą na świecie trąbę i jeszcze wspanialsze ciosy! To ja jestem tutaj najważniejszy! — przekonywał innych.
Po tych słowach podniósł wysoko trąbę, z której jak z fontanny wyleciały strumienie wody. Zaskoczona Marysia nie zdążyła uciec. Była cała mokra i trochę zła, że Słoń nie uprzedził o swoich zamiarach. W tym momencie rozległy się brawa. To klaskała wesoła Małpka sprytnie przytrzymując się liany samymi nogami. W ten sposób zwróciła na siebie uwagę pozostałych zwierząt. Zaraz też z wielką zwinnością wykręciła w powietrzu fikołka i skoczyła na parapet. Była z siebie tak zadowolona, że przez długą chwilę radośnie piszczała. Marysia odruchowo zatkała uszy, bo małpi krzyk był strasznie głośny. Zaraz po nim Małpka zaczerpnęła powietrza i powiedziała:
— Jestem bardzo sprytną Małpką. Potrafię robić tak wiele rzeczy, że to ja jestem najważniejsza!
Słowa małej Małpki zdenerwowały Lwa. Chciał już przypomnieć o swojej sile, ale głos zabrała Żyrafa.
— Phiii, myślałby kto, że taka mała Małpka może być najważniejsza! Najważniejsza jestem ja, bo mam najdłuższą szyję! — wyjaśniła.
W tym momencie obudził się Krokodyl. Słysząc przechwałki Żyrafy doszedł do wniosku, że warto coś dobrego powiedzieć o sobie.
— To ja, Krokodyl! — krzyknął głośno, by wszyscy go usłyszeli.
— Mam wspaniałe i mocne zęby. Mogę nimi gryźć najtwardsze rzeczy!— pochwalił się i by nie być gołosłownym, szeroko otworzył paszczę.
Nie doczekawszy się zachwytów; żadnych ochów ani achów lub chociażby gromkich braw, zapytał: — Kto mi nie wierzy?
Oczywiście wszystkie zwierzęta uwierzyły Krokodylowi na słowo. Nikt nie chciał sprawdzać na sobie możliwości jego paszczy. Ale wystąpienie Krokodyla jeszcze bardziej rozzłościło Lwa. Króla Lwa.
— Co ty pleciesz? — zaryczał — To ja mam najmocniejsze zęby i jestem najsilniejszy z was!
Po tych słowach natychmiast odezwał się Słoń:
— Najsilniejszy to jestem ja! Widzieliście ile drewnianych bali potrafię unieść? Możemy się siłować! — zaproponował.
Lew jednak nie chciał nic dźwigać, bo nigdy tego nie robił i uważał, że nie jest mu to do niczego potrzebne. Wtedy do kłótni wtrącił się Krokodyl. Krzyczał, że i tak on jest najsilniejszy i świetnie pływa, i nikt mu nie dorówna. Zaraz swoje trzy grosze wtrąciła Małpka. Wykrzyczała, że ona wszystkich siłaczy pokona fikołkami. I w ten sposób kłótnia o to, kto jest najważniejszy i najsilniejszy rozpętała się na dobre! Zwierzęta przekrzykiwały się wzajemnie. Jedne chwaliły się siłą, inne zwinnością, a jeszcze inne straszyły swoimi ostrymi zębami lub wyśmiewały i obrażały sąsiadów. I nie wiadomo do czego by doszło, gdyby nie Zebra. Nieśmiało wychyliła się ze swojego okna i powiedziała:
— Hej! To ja, Zebra . Chciałam się przedstawić!
Zwierzęta zamilkły na chwilę i skierowały wzrok w okno Zebry, a ta coraz śmielej mówiła dalej.
— Nie jestem silna, nie mam ostrych zębów, nie umiem wspinać się na drzewa, nie mam długiej szyi ani wspaniałej trąby. Kiedy się boję uciekam i to wychodzi mi najlepiej. I nie lubię się kłócić — zapewniła.
Zwierzęta nie spuszczały wzroku z Zebry, która mówiła dalej:
— Wiem, że każdy z was jest wspaniały; Lew ma piękną grzywę, Słoń ogromne uszy i niezwykłą trąbę, Małpka zwinny ogonek, Żyrafa długą szyję, Krokodyl piękną skórę. Niektórzy są silni, inni sprytni, a jeszcze inni pracowici. Ale są też leniwi i kłótliwi. Każdy jest inny — mądrze zauważyła.
— Mimo tych różnic, jeśli dobrze się poznamy, to na pewno uda nam się w zgodzie mieszkać w babcinej szafie — powiedziała z nadzieją Zebra.
W pokoju panowała cisza. Zwierzęta były chyba troszkę zawstydzone swoim zachowaniem, bo przechwalały się, straszyły wzajemnie, kłóciły, wyśmiewały z innych. Wreszcie ciszę, która stała się już dla wszystkich niemiła, przerwała Małpka głośnymi oklaskami i okrzykiem: — Niech żyje Zebra!
Pozostałe zwierzęta kolejno włączały się do wiwatów i okrzyków na cześć Zebry. To ona okazała się najmądrzejszą, a może i najważniejszą z nich. Uradowany tym wszystkim, co się wydarzyło Słoń, znowu wystawił przez okno trąbę i na pokój poleciały strugi wody niczym z fontanny. Marysia po raz kolejny nie zdążyła uciec. Była cała mokra, ale tym razem wcale jej to nie przeszkadzało.