Szpileczki
Salon sprząta Żuk zawzięcie, bo wydaje dziś przyjęcie. Do sprzątania Żuk ma zapał; wszystkie kurze powymiatał, szyby w oknach wypucował i podłoga już gotowa! Czysta, gładka, no i lśniąca. Żuk podkręcił sobie wąsa, uśmiechnięty i wesoły, teraz bierze się za stoły. W mig w podkowę je ustawia. Pyszna będzie dziś zabawa! Jadła pełne są półmiski, starczy go dla gości wszystkich. Są też wina trzy antały, są delicje i specjały!
Żuk wprowadza wnet muzyków. Jest w orkiestrze osiem smyków, bębny, trąbki, wiolonczele i dyrygent na ich czele.
Z muzykami wszedł maestro, już przywitał się z orkiestrą. Wszyscy stroją instrumenty. Żuk niezwykle jest przejęty.Teraz w drzwiach na gości czeka i już widzi ich z daleka. Lecą Ważki i Motyle, i Biedronek drugie tyle. Gąsienice pełzną w trawie, przyszli wszyscy goście prawie. I Stonoga też nadchodzi. Choć sto nóg ma, wolno chodzi, bo się dzisiaj wystroiła, sto szpileczek założyła.
Żuk przywitał pięknie gości, zaraz też z uśmiechem prosi, żeby zdjęli buty swoje, zanim wejdą na pokoje. Goście nieco zaskoczeni zostawili buty w sieni. Każdy myśli, co za moda? Tutaj słów po prostu szkoda!
Siedli goście wokół stołu, skosztowali już rosołu, zjedli pieczeń i pierogi, a tu nie ma wciąż Stonogi. Wściekła , sama w sieni siedzi, ze szpilkami wciąż się biedzi. Zdjęła właśnie ósmą parę. Zerknęła przez wąską szparę; goście jedzą, piją wino. Musi szybko się uwinąć, bo nic dla niej nie zostanie! Tyle nóg mieć, to skaranie! Wreszcie jest ostatnia para, do salonu wejdzie zaraz! Bardzo cieszy się Stonoga, ale co to? Olaboga! Już skończyło się przyjęcie. Żuk zaciera mocno ręce, bo udało się wspaniale. To był bal nad wszystkie bale! Goście buty zakładają, troszkę inne zdanie mają. Jak tu tańczyć tanga, walce, gdy są gołe u nóg palce? Motyl zrobił się ponury; ma w skarpetach cztery dziury! Ważka suknię podeptała, bo obcasów swych nie miała! Biedronka się przewróciła,wszystkie kropki pogubiła! Pożegnali goście Żuka, a Stonoga właśnie szuka szpilki z ósmej, prawej nogi, bo szykuje się do drogi.
***
Kapelusze
Po południu dwie żyrafy, przeglądały rzeczy z szafy. Przymierzały kapelusze pełne piór jak pióropusze i filcowe z ozdobami, aksamitne z woalkami. Z wielkim rondem, z małym daszkiem, przewiązane wokół paskiem. Zgrabne toczki i kaszkiety przymierzały, lecz, niestety, przejrzeć się nie były w stanie, bo wysokie były panie. W drzwiach trzydrzwiowej, wielkiej szafy miały lustro dwie żyrafy, ale w lustrze się odbija zamiast głowy, tylko... szyja.
Trudno - mówią dwie żyrafy i znów grzebią wewnątrz szafy - nie będziemy smutne wcale, przymierzymy sobie szale!
***
Modelka
Umówiła się z krawcową, niech jej szyje suknię nową.
Przyszła Hipcia do przymiarki, ma z wrażenia wszędzie ciarki. Suknia piękna, dla modelki, ma falbanki, dekolt wielki, deseń w kwiaty, muślinowa. Stara przy tej, niech się chowa! U krawcowej, do lusterka w nowej sukni Hipcia zerka.
Nie zmieściła się w nim cała, widać tylko część jej ciała! Rozwścieczona tym co widzi, tak z krawcowej sobie szydzi:
- Zły jest fason tej sukienki, a materiał niezbyt cienki. Jestem w niej okropnie gruba! Nie udała się ta próba. Kiepska z pani jest krawcowa, niech tę suknię pani schowa! No i poszła wprost do wody, bo na dziś ma dosyć mody!
***
Najpiękniejsza
Raz ropucha nad bajorem rozmyślała tak wieczorem:
"Jestem zwinna, bardzo ładna. Taka nie jest prócz mnie żadna! Zalet mam ponad trzydzieści i w mej głowie się nie mieści, że mimo mego oblicza nie ma przy mnie królewicza!"
Obok szedł do wody rak; krok do przodu i krok wspak. Kiedy spojrzał na ropuchę, biedak padł do góry brzuchem. Zobaczyła to ropucha, uśmiechnęła się od ucha:
- Ma uroda, bez wątpienia, tu powodem jest omdlenia!
Gdy się ocknął biedny rak, już nie robił kroków wspak. Jak szalony gnał do wody, miał ropuszej dość urody!
***
Paski
Pewna zebra czarno-biała krąg przyjaciół swoich miała. Gdy wydała raz przyjęcie, nikt nie lubił jej już więcej! Przez calutkie to spotkanie kręciła się po dywanie i czekała na pochwały, że ma deseń doskonały:
- Przecież biało-czarne pasy, to jest deseń pierwszej klasy!
Lis zauważył od niechcenia:
- Zebra jakoś nam się zmienia: najnudniejsza jest na świecie, paski brudne ma na grzbiecie. Nie zaprzeczy także nikt, że jej uśmiech z pyska znikł.
Pożegnała zebra gości. Cała miota się ze złości! Obejrzała w lustrze ciało: - Nic z paskami się nie stało!
Wierząc jednak w lisie słowa, wnet zaczęła grzbiet szorować. No i zebra szorowała każdy skrawek swego ciała. Tyle siły z siebie dała, że została... całkiem biała!
***
Fryzura
Przyszła kura do fryzjera. Jest nim lis, stary przechera. Wiąże kurze pelerynkę i niewinną stroi minkę:
- Jaką zrobić mam fryzurę, by upiększyć panią kurę?
Kura coś pod dziobem gdacze, a lis wokół krzesła skacze, kręci pióra i podcina, zaczesuje i wygina. Lecą na podłogę pióra, już wyłania się fryzura. Lis ma jeszcze wielką chęć na ostatnich kilka cięć. Wreszcie zabrał pelerynę. Kura ma nietęgą minę. Z piór nic prawie nie zostało, a zapłacić ma niemało.
Kiedy poszła sobie kura, lis z podłogi zgarnął pióra. Ma poduszkę z pierza teraz, fryzjer lis, stary przechera.
***
Żabie udka
Pewna żaba, całkiem spora, mieszkała na dnie bajora. Była właścicielką łodzi, co została po powodzi.
Raz w bajorze dla ochłody, bocian szukał chłodnej wody.
Prosił żabę, bardzo grzecznie, tak by czuła się bezpiecznie, niech pozwoli mu bez trwogi w zimnej wodzie zmoczyć nogi.
Pragnie też posiedzieć w łodzi, bo w upale ciężko brodzić.
Choć boćkowi nie wierzyła, myśli żaba: "Będę miła!"
Bocian z wdziękiem wsiadł do łodzi, połknął żabę:
- O co chodzi?
Kłamać umiał tak jak nikt, wszystkim więc wyjaśnił w mig:
- Ktoś zjadł udka żabie oba! Ja nie biorę żab do dzioba! Ale są takie niecnoty, co nam robią wciąż kłopoty. Jedzą żabich udek wiele w świątki, piątki i niedziele. By to ukryć, proszę pana, piszą bajki o bocianach!
***
Wielkie damy
Kaczka z kurą, przyjaciółki, uradziły raz do spółki, że do miasta się wybiorą, wieczorową letnią porą. Do teatru pójdą - jakże, może do kawiarni także? Cały drób był zniesmaczony: - Przecież pomysł to szalony! Czy normalna to jest sprawa, by drób sztuką się napawał? Czy ktoś widział kaczkę z kurą jak się raczą konfiturą? Przyjaciółki nie słuchały, plan ich wszak był doskonały. Nie udało się go zganić, bo uwagi miały za nic. I tak, gdy nadeszła środa, powiedziały: - Czasu szkoda! Założyły kapelusze i ruszyły z animuszem.
W mieście ruch i straszny hałas. Wszystko dzieje się tu naraz. Suną sznury samochodów, z tysiąc jest ruchomych schodów. Na chodnikach tłumy ludzi. W przyjaciółkach lęk to budzi. Stoją nieco zagubione: - Jak tu przejść na drugą stronę? Zobaczyły jakieś światło: - Tu przejść chyba będzie łatwo. Gdy włączyło się czerwone, przyjaciółki ośmielone na ulicę weszły razem. A tam jadą pełnym gazem samochody, jak szalone! W jedną stronę, w drugą stronę… Poszły w ruch klaksony wszystkie, hamowanie z opon piskiem! Rozwścieczeni zaś kierowcy, dali upust swojej złości: - Ptasie móżdżki, wielkie damy! Zaraz wam nauczkę damy. Oskubiemy was z piór wszystkich i traficie na półmiski! Przyjaciółki zawróciły. Więcej już nie miały siły, by rozrywki szukać w mieście, dość go miały jednocześnie. Z życiem ujść im się udało, a to przecież jest niemało. Zdjęły z głowy kapelusze i wróciły pod swą gruszę. Siedzą cicho obie w domu i nie chwalą się nikomu. Pamiętając o przygodzie, powtarzają sobie co dzień: - Gdy chcesz przejść na drugą stronę, przechodź kiedy jest zielone!
***
Wilcze specjały
Wilk otworzył restaurację: - Zaserwuję tu kolacje. Podam gościom swe specjały, bom jest kucharz doskonały!
Biały toczek, biały fartuch, z gotowaniem nie ma żartów. Wilk na czwartek prosi gości, niech w tym dniu nikt z nich nie pości! Pieczeń już gotowa prawie. Wilk przygląda się potrawie; jeszcze soli, pieprzem sypie i próbuje czy nie szczypie. Coś brakuje tej pieczeni, coś w jej smaku chce wilk zmienić. Dodał jeszcze kminku troszkę. Poda ją z zielonym groszkiem. Wilk ukroił kęs niemały. Cóż, smak nie jest doskonały. Wilk się głowi: - Co tu dodać, żeby gości zaszokować? Już gotowe są ziemniaki, nać z pietruszki i buraki. Ale pieczeń nie gotowa, znów jest smaku próba nowa. Potem piąta i dziesiąta, wilk po kuchni wciąż się krząta. Wreszcie smak go zadowala. Wilk spogląda: pełna sala! Już wynosi swe półmiski, śle uśmiechy wokół wszystkim. Zapłacili goście sporo za kolację późną porą. Gdy spojrzeli na półmiski ich nadzieje zaraz prysły, że najedzą się u wilka i wybiorą potraw kilka. Bo na stołach widok taki: zimny groszek i ziemniaki, są buraki też czerwone suto octem przyprawione. Koło natki, tej z pietruszki, leżą mięsa dwa okruszki. Tyle zostało z pieczeni, którą wilk próbował zmienić!
***
Sportowiec
Przyszła zima nie na żarty! Wilk wybiera się na narty. Jedzie prosto do kurortu zakosztować nieco sportu. Spakowane już bagaże: - Jadę i wszystkim pokażę jak się śmiga na dwóch deskach, dla mnie jazda, to jest pestka! Kto z was mi dorówna kroku, zmierzy ze mną się na stoku? Choćby nie wiem co, ktoś robił, nie dorówna nikt wilkowi!
Już przyjechał wilk na miejsce, do wyciągu jest w kolejce. Szybko wjechał na sam szczyt. Spojrzał w dół i...zapał znikł. Oczy mocno wilk zamyka, drży ze strachu jak osika. Jedno tylko ma marzenie; z góry zejść na równą ziemię!
***
Awantura
Na podwórku już od rana wrzawa trwała niesłychana! Kłóciły się z kaczką kury i nie było tam kultury! (W uszach mam wciąż wrzaski kurze, lecz ich tutaj nie powtórzę.) Kacze kwaki, kurze gdaki usłyszały wnet prosiaki. Z błota szybko się zerwały, bo ciekawość wielką miały, o co znowu chodzi kurom, jaką sie zajmują bzdurą. Popędziły całe w błocie, tam gdzie kłótnia trwa przy płocie. Kwiczą głośno i donośnie budząc wszystkich bezlitośnie !
Te prosiaków straszne kwiki obudziły trzy indyki. Poprawiły swe korale i do kłótni! Dalej, dalej! . Zagłuszyły kwaki, gdaki, ciszej kwiczą też prosiaki. Jeden indyk, bardzo młody, chce w gulganiu iść w zawody.
Hałas dotarł do perliczek, co grzebały obok tyczek. Choć ziarenka smakowały, kłótnia, kąsek niebywały! Pozbierały się czym prędzej, jedna z drugą szybko pędzi, by przyłączyć się do stada. Zostać z boku nie wypada!
Ten męczący wrzask perliczek sprawił, że mały jamniczek na swych krótkich przybiegł nogach, choć dość długa była droga. Przy szczekaniu szczerzy zęby, spod łap lecą kurzu kłęby! Jamnik jest w swoim żywiole. Inni wrzeszczą stojąc w kole.
Hałas usłyszała krowa, już nieść pomoc jest gotowa. Szybko trawę rzuć przestała i ruszyła, tak jak stała. Myśli krowa, co się stało i pomysłów ma niemało skąd ten hałas, krzyki skąd? Czy potrzebny będzie sąd?
Może kury się dziobały, bo do tego powód miały? Często kłócą się ze sobą, gdy dogdakać się nie mogą!
Albo kaczka coś zgubiła i dla innych jest niemiła?
Może to jednak indyki pomieszały swoje szyki? Tarmoszą się za korale i ustąpić nie chcą wcale!
O perliczkach myśli krowa i już przysiąc jest gotowa, że się kłócą piękne panie kto ładniejsze ma ubranie!
Albo chodzi o prosiaki! Mają zawsze problem taki, by pomieścić się w kałuży, co chłodzeniu w upał służy!
Został jeszcze pies jamniczek. To jest mały rozbójniczek! Pewno ugryzł kogoś w nogę! Straszne rzeczy! Ja nie mogę!
Krowa dość myślenia miała, bo ją głowa już bolała!
Gdy podeszła do gromadki, widok był niezwykle rzadki! Wszyscy wrzeszczą z całą mocą, wciąż trwa kłótnia, tylko o co? Porozmawiać chciała krowa, ale każdy głowę chowa. Pierwsza kaczka się zerwała, swój ogonek pokazała i odeszła gdzieś bez słowa. Z kaczką taka jest rozmowa! Głośne dotąd trzy indyki, w dziobach zamknęły języki. Siadły cicho i w zapale rozplątują swe korale! Wycofały się perliczki i pobiegły tam gdzie tyczki. Jamnik także przestał szczekać. Ani chwili nie chciał czekać. Ruszył na swych krótkich nóżkach grządką, gdzie rosła pietruszka.
Oczywiście i prosiaki nie wiedziały kto to taki był dziś sprawcą awantury. Może coś powiedzą kury?
Ale zawstydzone kury, wydziobując w ziemi dziury, coś pod dziobem pogdakały. O co poszło? Zapomniały!
***